sobota, 30 listopada 2013
!!!!
LOOKAJCIE TUTAJ -----> its-just-a-game-fanfiction.blogspot.com
WIECEJ INFO ZNAJDZIECIE NA WSTEPIE!
czwartek, 21 listopada 2013
WAŻNA NOTKA!!!
Nie wiem, kiedy ''wrócę'', ale przez ten czas postaram się napisać kilka rozdziałów. Jeśli jakimś cudem nie zwariuję bez neta ;c Już mi to zapowiedzieli. I prawdopodobnie stanie się to jutro.
czwartek, 14 listopada 2013
14. ''Boisz się mnie?''
Momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej, a światło zaczęło palić moje oczy. Szybko je przetarłam chcąc się zorientować, gdzie jestem. Trochę się bałam, ale to nic w porównaniu z tym, co działo się ze mną wczoraj.
Wczoraj.
Do mojej świadomości zaczęły się przedostawać sceny z wczorajszego wieczoru. Krzyki. Bicie. Jake. Harry. Harry pobił Jake'a. I zabrał mnie ze sobą. Kiedy byłam już w stanie normalnie patrzeć rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym przyszło mi się znaleźć. Znajdowałam się w ładnie umeblowanym pokoju o brązowej kolorystyce z bardzo dużymi oknami. To światło dnia oślepiło mnie na moment. Prawdopodobnie byłam w pokoju Harry'ego. A przynajmniej w jego domu. Ale nie było go przy mnie. Ponownie zaczęłam się bać wiedząc, że teraz mam do czynienia z nim.
Strach odsunęłam jednak gdzieś na bok i postanowiłam wyjść z pokoju i odszukać osobę, która wczoraj uratowała mi życie. Postawiłam kilka kroków, lecz zaraz po tym upadłam na ziemię nie mając nawet siły na chodzenie. Każda część mojego ciała bolała mnie jak nigdy. Każdy nawet najmniejszy ruch sprawiał mi trud, z którym nie chciałam się mierzyć. Kiedy próbowałam się podnieść w drzwiach dostrzegłam Harry'ego. Zamarłam na chwilę patrząc, jak podchodzi i wyciąga ręce w moim kierunku. Początkowo odmówiłam pomocy, jednak po chwili ostatkiem sił złapałam dłoń Harry'ego i dałam się podnieść. Jedną rękę włożył pod moje kolana, a drugą pod plecy. Patrzyłam z szokiem i strachem, jak z łatwością z powrotem zanosi mnie na łóżko i delikatnie mnie na nim kładzie. Czy byłam aż taka chuda?
Tą frustrującą ciszę postanowił przerwać Harry.
- Odpoczywaj. Nie powinnaś na razie wstawać - powiedział kucając przy łóżku i obserwując z dokładnością moją reakcję.
Skinęłam głową, a Harry uniósł rękę, aby mnie przykryć.
To były, gesty, których po Harrym nigdy bym się nie spodziewała.
[Harry]
Clair zadrżała, kiedy moja dłoń spotkała się z jej ochłodzoną skórą na ramieniu, gdy chciałem ją przykryć. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek czuł się gorzej. Mogłem zareagować wcześniej. Mogłem przyjechać chociażby te kilka cholernych godzin wcześniej. Wtedy nie byłaby taka obolała i wykończona, jak teraz. Gdybym przyjechał później napotkałbym tylko jej martwe ciało bez ducha, a sam musiałbym zabić Jake'a.
- Clair, boisz się mnie? - zapytałem najspokojniej, jak tylko umiałem, ale ona i tak się wzdrygnęła.
- Nie... - odpowiedziała osłabionym głosem, niemal szeptem, co mnie jeszcze bardziej przestraszyło.
Patrzyła na mnie szklistymi, błękitnymi oczami. Tylko one w tamtej chwili wyrażały jakieś uczucia względem niej. Jakby krzyczały ''pomóż mi!''.
Bała się mnie. Wiedziałem, że jeszcze do końca nie zdążyła ochłonąć po tym, co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Musiałem ją jakoś do siebie przekonać, aby w końcu przestała.
- Przyniosę ci coś do jedzenia.
***
[Clair]
Kilka dni spędziłam w łóżku, w pokoju gościnnym u Harry'ego (tak, jak mi powiedział) nabierając sił. Przynosił mi kanapki, pytał, jak się czuję, a gdy słyszał pozytywną wiadomość na jego policzkach pojawiały się dołeczki spowodowane małym uśmiechem. Zdążyłam zauważyć, że Harry bardzo rzadko się uśmiecha, dlatego cieszył mnie każdy pojedynczy raz. Byłam mu bardzo wdzięczna, wiele mu zawdzięczałam. Gdyby nie on nadal tkwiłabym w tym chłodnym pokoju, w którym śmierdziało stęchlizną.
Zazwyczaj zostawiał mnie samą, ale od czasu do czasu przychodził sprawdzić, co u mnie. Zachowywał jednak trochę większą przestrzeń pomiędzy nami. Nie znajdowaliśmy się w normalnej sytuacji. Byłam niewolnicą przyjaciół Harry'ego, a on po prostu im mnie zabrał. Nie wiadomo było, kim byliśmy dla siebie. Bo przecież na pewno nie koleżeństwem.
Usiadłam na łóżku, kiedy drzwi cicho zaskrzypiały i powoli się otworzyły. Harry wszedł do środka i usiadł na krześle, przy małym stoliku umieszczonym przy ścianie i zwrócił się twarzą do mnie.
- Kiedy będzie już wszystko w porządku odwiozę cię do twoich rodziców. Skąd jesteś?
Przez ten czas raczej nie myślałam o tym, co się ze mną stanie, ale powinnam była. Nie mam pieniędzy na bilet, aby wylecieć do Londynu, a tym bardziej, aby wynająć sobie jakieś mieszkanie. Nie zamierzałam również cały czas zajmować pokoju u Harry'ego w domu. Już i tak pewnie ma mnie po dziurki w nosie.
- Harry, bo...
- To też są okolice Detroit?
- Jestem z Londynu - powiedziałam szybko i spuściłam głowę.
Między nami zapanowała cisza. Kiedy ponownie spojrzałam na chłopaka jego twarz wyrażała jedynie zdezorientowanie.
- To co tu robisz? Mieszkasz sama?
Zmarszczył brwi i przyglądał mi się uważnie czekając na odpowiedź.
- Tak właściwie, to ja w ogóle nie mieszkam... Przyleciałam tu z moją koleżanką, chciałyśmy znaleźć pracę i wynajęłyśmy apartament w hotelu, bo wciąż szukałyśmy mieszkania. Ona koniecznie chciała chodzić na t-te wyścigi i...
Nie mogłam dokończyć. Zbyt dużo emocji wzięło nade mną kontrolę, co spowodowało nieoczekiwany wypływ łez. W tamtej chwili krytykowałam siebie w myślach, że przed wylotem nie zaczęłyśmy szukać mieszkania.
Harry siedział z grobową miną. Wiedziałam, że wszystko spieprzyłam swoim spontanicznym i nierozsądnym zachowaniem i tym samym znalazłam się w takiej sytuacji, w której jestem teraz. Jestem bezdomna.
- Gdzie teraz jest twoja przyjaciółka? - zapytał chłodno.
Po moim ciele rozeszły się dreszcze. Harry się wkurzył, co nie wróżyło niczego dobrego.
- Nie żyje, twoi przyjaciele ją zabili...
- To nie są do cholery moi przyjaciele! - krzyknął nagle, na co ja podskoczyłam w miejscu, i wyprostował się do pozycji stojącej. Patrzył na mnie z góry, a rysy jego twarzy powoli łagodniały, kiedy nie spuszczał ze mnie wzroku. - Przepraszam...
Odwrócił się i dłońmi przeczesał włosy mówiąc cicho pod nosem ''cholera''. Powoli się uspokajałam, ale to nie znaczyło, że problem mamy za sobą. Harry wyszedł z pokoju. Tak po prostu. Zostawił mnie samą.
Fuknęłam pod nosem i wstałam z łóżka gotowa w końcu wyjść z pokoju i normalnie z nim o tym porozmawiać.
Przekroczyłam próg pokoju i zaczęłam podążać wzdłuż korytarza. Uchyliłam lekko drzwi umieszczone po jego prawej stronie, które prowadziły do salonu, i spostrzegłam w nim Harry'ego stojącego przy stole włączającego laptopa. Wiedział, że weszłam, ale nie zareagował, a ja nie miałam pojęcia, jak zacząć tą pogmatwaną rozmowę.
- I co teraz? Znaczy... Uhh... Co teraz ze mną będzie?
Głupie pytanie. Harry, kiedy zobaczy, że już czuję się lepiej wykopie mnie ze swojego domu.
Wreszcie odwrócił się w moją stronę i raczył na mnie spojrzeć. Jego spojrzenie nie wyrażało żadnych uczuć. Zdążyłam już do tego przywyknąć, dlatego dziwiło mnie to, kiedy się uśmiechał.
- Byłabyś w stanie teraz pojechać na zakupy?
Kurczę, serio? Ja nie mam gdzie mieszkać, a on mnie się pyta, czy jestem w stanie pojechać na zakupy?
- Potrzebujesz nowych ubrań. Pomyślimy nad tym, Clair, kiedy nabierzesz sił. Sam nie wiem, co zrobić.
Pokiwałam głową i spuściła wzrok udając się do pokoju, z którego wyszłam. Dotychczas Harry dał mi kilka swoich koszulek i spodni. Koszulki - mimo, że były obwisłe i o kilka rozmiarów za duże - można było w nich chodzić, jednak ze względu na to, że Harry ma o wiele dłuższe nogi ode mnie spodnie nie za bardzo na mnie leżały. Ubrałam się w wybrany komplet ubrań i wyszłam z pokoju.
To miał być pierwszy raz, kiedy wyjdę z domu Harry'ego i zobaczę ludzi.
Harry stał przy drzwiach i przyglądał mi się, kiedy szłam w jego kierunku.
- Możemy jechać - mruknęłam cicho.
czwartek, 24 października 2013
13. ''Nie skrzywdzę cię''
Oczy miałam wilgotne i podpuchnięte od płaczu. Co chwilę kilka łez ulatywało z moich oczu znacząc drobne, mokre dróżki. Po prostu chciałam umrzeć, żeby nie odczuwać żadnego cierpienia, tęsknoty, ani pustki.
Godziny dłużyły się, a ja nie zmieniałam swojej pozycji. Jedyna zmiana, jaka zaszła przez ten czas to światło dnia, które zaczęło przelewać się do moich czterech ścian. Nie mogłam już dłużej się opierać. Nie dałam rady powstrzymać opadających powiek, za którymi od razu ujrzałam postać Harry'ego. Nie zdążyłam ich otworzyć, kiedy mój wzrok zasnuł się ciemną mgłą powodując odpłynięcie w nieświadomość.
Kiedy otworzyłam oczy w pokoju panował już mrok. Przespałam cały dzień. Czułam się nieco lepiej, jednak sytuacja niewiele się poprawiła biorąc pod uwagę mój głód. Kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej momentalnie zakręciło mi się w głowie, co spowodowało powrócenie do poprzedniej pozycji. Wydawało mi się, że wstawanie nie miało najmniejszego sensu. Spowodowałoby to tylko nową falę bólu przelewającą się przez moje ciało. Leżałam więc osłabiona, głodna, spragniona i cała obolała czekając na śmierć. Tak, na śmierć. Bo niby na co? Na jakiegoś pierdolonego księcia, który wybawiłby mnie z tego horroru? Może liczyłam na Harry'ego?
Zacisnęłam powieki nieskłonna już do oddawania łez. Przekręciłam głowę na bok, a kiedy otworzyłam oczy moje ciało przeszedł potężny dreszcz przerażenia i obezwładnienia. Przy drzwiach pokoju stał Jake uśmiechając się bezszczelnie w moją stronę. Nie wiedziałam, co ten uśmiech może oznaczać, nie wliczając kłopotów. Dlaczego nie może mnie zostawić i pozwolić umrzeć?
Zaczął się zbliżać zaraz po zamknięciu za sobą drzwi. Wiedziałam, że nie powinnam tak bezczynnie leżeć, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Był coraz bliżej, a ja chcąc za wszelką cenę uniknąć wzrokowego kontaktu z jego czekoladowymi tęczówkami ciskającymi we mnie pioruny nieznanego mi uczucia ponownie zacisnęłam powieki i przekręciłam głowę.
- Witaj, Clair - powiedział... Dziwnie niskim tonem.
Aha. Po raz pierwszy nie nazwał mnie suką, lub dziwką. Skąd u niego ta uprzejmość?
- Mam dla ciebie propozycję... Chociaż to raczej nie jest propozycja, ponieważ nie masz wyboru - powiedział tym samym niskim, nietypowym dla niego tonem głosu. Gdyby dołączyła do niego jeszcze chrypka przypominałby mi Harry'ego. - A mianowicie jedna, pieprzona noc.
Gwałtownie otworzyłam swoje oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej posuwając się na koniec łóżka, kiedy poczułam, jak palce Jake'a poczęły odpinać pierwsze guziki mojej koszuli. Nagle moje ciało odzyskało część utraconej energii. Strzepnęłam ręce Jake'a, kiedy ten ponownie chciał się zabrać za odpinanie guzików. W rezultacie zaśmiał się obniżonym głosem, który doprowadzał mnie do szału. Zbliżał się, a ja całym swoim drobnym ciałem przylgnęłam do ściany chcąc zwiększyć dystans pomiędzy nami. Ponownie wyciągnął w moim kierunku swoje lepkie łapska i powiódł je do w połowie rozpiętej już koszuli. Zanim zdążył zacisnąć moje nadgarstki usunęłam się spod niego i stanęłam na podłodze nie wiedząc gdzie mam uciec. Serce w mojej klatce tłukło się jak szalone.
Nie. To nie może się stać. On nie może mi tego zrobić.
Moje oczy ponownie wypełniły się ciepłymi łzami przesłaniając widok napastnika zbliżającego się do mnie. Z jego oczu uleciało rozbawienie, kiedy zaczęłam się wycofywać do tyłu. Torował mi drogę do drzwi, nie mogłam uciec.
- Jesteś słaba. Bardzo słaba. Jesteś chujowym śmieciem. Do niczego się już nie nadajesz, można cię jedynie wyruchać i zabić. Wiesz, jak się nazywają takie kobiety?
Każde słowo było niczym kolec wbity w moje serce i zadawało identyczny ból. Opuściłam ręce, które dotychczas układały się w geście obronnym, a moje policzki stały się wilgotne przez łzy. Podszedł do mnie bliżej i pochylił głowę nad moim uchem.
- Jesteś szmatą. Przychodząc na tamte wyścigi spierdoliłaś sobie życie. Ale chyba już to wiesz, prawda Clair? - Zapytał retorycznie i odsunął się nieco, aby móc stanąć naprzeciw mnie.
W jednym momencie poczułam się, jak najgrzeszniejszy człowiek na ziemi, który otrzymał karę piekła. Czułam się śmieciem. Nikim.
- A teraz nie ruszaj się. Pójdzie szybko - powiedział i przeniósł dłonie na moje biodra. Odskoczyłam jakby poparzył mnie ogniem. Co z tego, że czułam się jak śmieć? Nie dam się zgwałcić.
Uciekłam na drugi koniec pokoju nie wiedząc do dalej zrobić. Zbliżał się, a z wyrazu jego twarzy można było wyczytać, że nie był zadowolony moim postępowaniem. Nie miałam siły, aby się bronić, ani aby jakkolwiek atakować. Kiedy zatrzymał się na tyle blisko, że mógł mnie dotknąć moje serce stanęło w miejscu. Upadłam od razu na ziemię po otrzymaniu ciosu w brzuch. Moje ciało zwinęło się z bólu, a jednocześnie z moich oczu uleciało kilka łez.
- Proszę... - Wyłkałam cicho, kiedy drugi raz mnie kopnął w to samo miejsce. Mój głos był zagłuszony, nie mogłam złapać oddechu.
- Czego chcesz, Clair? Powiedz, kurwa, czego chcesz - powiedział tym samym niskim tonem. - Jesteś pierdoloną pizdą.
[Harry]
Szybko pokonałem dystans, jaki dzielił mój samochód od domu Jake'a chcąc uniknąć jakiegokolwiek bliższego spotkania z kroplami wody spadającymi z nieba. O dziwo drzwi były zamknięte. Zadzwoniłem kilka razy, ale nikt nie otwierał. Podszedłem nieco bliżej do drzwi. Z tej odległości mogłem już usłyszeć osłabione krzyki kobiety.
Clair.
Kurwa, Clair.
Nie zastanawiając się dłużej zacząłem walić w drewniane drzwi chcąc je jakoś wywarzyć. Przyjechałem za późno. Jake robi jej krzywdę. Przyjechałem tu właśnie po to, aby ją zabrać, a jeśli nie byłoby innego wyjścia to przekupić. To chore, ale to byłoby jedyne rozwiązanie. Zachwiałem się, kiedy drzwi ustąpiły, jednak od razu złapałem równowagę i zacząłem kierować się za źródłem kobiecego głosu, który przyprawiał mnie o dreszcze. Czułem się winny. Poczucie winny wypełniało mnie całego, od stóp do głów. To przeze mnie teraz cierpi. Mogłem przedtem coś zrobić, ale stchórzyłem.
No gratulacje, Harry. Największy i najbardziej popierdolony tchórz w tym chujowym mieście. Bądź z siebie dumny, Styles.
Drzwi całe szczęście ustąpiły, kiedy nacisnąłem na klamkę. Widok, który zobaczyłem za nimi spowodował mimowolne wstrzymanie mojego oddechu, a do poczucia winy dorzucił się żal. Mała, drobna kobieta leżała zwinięta w kłębek na podłodze, bez koszulki, w większości pobrudzona krwią. Ta kobieta, która spowodowała uśmiech na moich ustach podczas naszego pierwszego wspólnego wyścigu. Ta kobieta, która teraz zapewne cholernie się mnie boi i bierze za potwora. Nie czekając dłużej ruszyłem w kierunku Jake'a, który oderwał się od swojej ofiary i patrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Co za skurwysyn bije kobietę?! - Krzyknąłem zaraz po tym zadając mu cios w plecy powodujący przygwożdżenie do ziemi.
Nie miałem zamiaru się powstrzymywać. Nie wiem nawet, czy dałbym radę. Musiał ponieść karę za te wszystkie niewolnice, które niczym sobie nie zasługując stały się jego ofiarami. Nawet osoba, która mu zaufała i która go kochała - Jade.
Kopałem go, biłem, mimo, że już stracił przytomność. Chciałem, aby poczuł się, jak te jego wszystkie niewolnice, chciałem, aby jak najbardziej cierpiał i poniósł za to wszystko konsekwencje. Wpadłem w trans. Nie mogłem opanować rąk, które regularnie zadawały ciosy w różne częsci jego ciała powodując zaczerwienienia, a nawet wylewy krwi. Jeszcze trochę, a go zabiję.
- H-Harry...
Jej cichutki głos odbił się po pokoju. Zaprzestałem bicia Jake'a. Zupełnie o niej zapomniałem. Odwróciłem się w jej stronę, a serce ścisnęło mi się z bólu. Siedziała w kącie zwinięta w kłębek. Jej ciało drżało z zimna i przerażenia. Oczy miała szeroko otwarte, z jej wargi sączyła się krew. Z jej oczu nieustannie spływały łzy. Zapanowała cisza, która przerywana była tylko jej łkaniem. Wpatrywałem się w jej błękitne, pełne przerażenia oczy nie wiedząc, jak mam się zachować. Nie chciałem jej jeszcze bardziej przestraszyć. Powoli kierowałem się w jej stronę, na co ona przylgnęła całym ciałem do ściany i zakryła twarz w dłoniach. Mój widok został zamazany kroplami łez formujących się już w moich oczach. Zamrugałem kilka razy nie chcąc ich uwolnić.
- Clair...
Przykucnąłem przy niej, a gdy chciałem unieść rękę ona zaczęła się bronić i mnie odpychać.
- Zostaw mnie! - Krzyknęła ostatkiem sił i wybuchnęła niekontrolowanym płaczem.
Bała się mnie, nawet ślepy by to zauważył.
- Clair, uspokój się - powiedziałem najciszej jak mogłem chwytając w dłonie jej obolałe nadgarstki. Spojrzała na mnie głębią swoich niebieskich oczu okazując w ten sposób swoje przerażenie. - Nie skrzywdzę cię. Nigdy nie chciałem tego zrobić...
Jej oddech zaczął się uspokajać. Uwolniłem jej dłonie, którymi ponownie zakryła twarz. Zdjąłem z siebie bluzę i owinąłem jej obnażone, drobne ciało nie chcąc, aby zimno panujące na dworze pogorszyło jej stan. Wzdrygnęła się w odpowiedzi na mój dotyk. Dokładniej otuliłem ją ubraniem i powoli wsunąłem jedną rękę pod jej kolana, a drugą położyłem przy podstawie pleców. Z łatwością ją uniosłem, co mnie trochę przeraziło. Była niewiarygodnie wychudzona. Wyszedłem z domu z Clair na rękach.
- Dziękuję - usłyszałem jej cichy głosik, po czym poczułem jak bardziej wtula się w moje ciało.
Moje oczy otwarły się szerzej. Byłem zaskoczony jej zachowaniem.
- A ja przepraszam...
No więc ja (idąc śladami Harry'ego) również chciałabym przeprosić za to, że tak długo nic nie dodawałam. Rozdział wyszedł tak, a nie inaczej, bo mam kryzys :/
Finałowa 13-stka :) czekałam na nią od początku i w chuj cieszę się, że mam już to za sobą :)
W następnym rozdziale (lub poście) będzie mała niespodzianka, albo informacja, nazwijcie to jak chcecie.
No i oczywiście dziękuję za komentarze <3
BIG LOVE
czwartek, 10 października 2013
12. ''Anioł''
Jechaliśmy w ciszy. Bałam się go zapytać o to, jaką osobę miał na myśli mówiąc ''trzymaj się od niej z daleka''. To na pewno nie chodziło o mnie. Harry najwyraźniej miał powód, aby pobić mężczyznę, którym była jakaś kobieta, lub dziewczyna.
- Kogo miałeś na myśli odzywając się do tego mężczyzny? - Wypaliłam, zanim zdążyłam rozważyć każde ''za'' i ''przeciw''.
Byłam wręcz przerażona moją odwagą, która w tamtym momencie była mi najmniej potrzebna. Widziałam, jak jego zakrwawione palce mocniej zaciskają się na kierownicy.
- Nie powinno cię to obchodzić - wycedził przez zaciśnięte zęby tępo patrząc na drogę.
Chłód w jego głosie spowodował dreszcze na każdym centymetrze mojego ciała. Naturalna zieleń jego oczu przeszyta była ciemniejszą, która zawładnęła jego oczami. Znowu. Oparłam głowę o szybę czując jednocześnie bezbronność, przerażenie i smutek.
Byłam zdziwiona, kiedy usłyszałam ciche westchnięcie Harry'ego.
- Moją siostrę - powiedział cicho nie spuszczając wzroku z drogi ciągnącej się przed samochodem.
Moje źrenice diametralnie się powiększyły. Jednocześnie byłam zszokowana tym, co przed chwilą usłyszałam. Harry ma siostrę. Ma siostrę, której broni. Ma siostrę, którą zapewne kocha.
Po dotarciu do ''domu'' nie zostało mi nic innego, jak umyć się i pójść spać. Harry pojechał do siebie, a ja prawdopodobnie zostałam sama. Moje ciało opadało z sił, których ostatnimi czasy brakowało mi najbardziej. Po lodowatym prysznicu, który odrobinę mnie ocucił udałam się do łóżka starannie okrywając prześcieradłem. Mimo małej sprawności fizycznej i całkowitego wykończenia mój umysł działał na pełnych obrotach, co wywoływało tysiąc myśli napływających do mojej głowy. Każda z nich dotyczyła jednego pytania - co dalej?
Rozmyślając tak nad planem ucieczki, który zapewne nigdy się nie powiedzie moje powieki stawały się coraz cięższe. Po chwili znalazłam się już daleko, poza światem rzeczywistym.
Zimno kuło nieprzyjemnie moją skórę na plecach. Całym ciałem przylgnęłam do zimnego muru, aby jeszcze bardziej zwiększyć dystans pomiędzy mną, a ową postacią, której twarzy nie mogłam dostrzec. Mrok spowił całe, nieznane mi otoczenie, w którym się znajdowałam. Im bliżej mnie była postać, tym dokładniej czułam zimno, które jakby przenikało moje ciało. Z moich ust wydobywały się obłoczki mgły; stawały się one coraz częstsze, gdyż mój oddech przyspieszył do granic możliwości. Postać stanęła na wprost mnie, a zimno powodowało u mnie wręcz fizyczny ból. Półmrok pozwolił mi dostrzec tylko parę czekoladowych oczu, które przeszywał błysk wściekłości. Moje usta niezwłocznie zaczęły wywoływać imię Harry'ego. Nie mogłam nad tym panować. Miałam odczucie, jakbym przyglądała się całej sytuacji z boku, jakby to ktoś inny wołał imię chłopaka ze szmaragdowymi oczami.
- Dlaczego go wołasz, skarbie? Przecież on jest niebezpieczny - powiedział głos, z którym zdążyłam się zaznajomić w ciągu kilka dni.
Echem odbijał się po mojej głowie sprawiając, że przeszył ją straszliwy ból. Delikatnie przejechał wierzchem dłoni po moim policzku, na którym momentalnie poczułam rozdzierający ból. Dotyk ten był niczym żyletka wbita głęboko w skórę. Jego obecność, głos, dotyk powodował u mnie tylko i wyłącznie ból. Nie myślałam nad ucieczką. Nie miałam gdzie. Z moich ust wydobywało się jedynie jego imię.
- Oj, nie rób tego, Clair - ponownie w moich uszach zadźwięczał jego drażliwy głos.
Uniósł swoją dłoń na wysokość mojej talii. Moja klatka piersiowa zaczęła w zawrotnym tempie podnosić się i opadać. Z moich ust wydobyło się głośne krzyknięcie, kiedy całą swoją dłonią przyległ do mojego brzucha. Z oczu zaczęły spływać łzy, jedna po drugiej, znacząc za sobą wilgotne ślady. Pomiędzy moje krzyki wmieszało się jego imię.
- Harry...
Mój płaczliwy głos zadźwięczał w tym dziwnym, mrocznym miejscu, gdy Jake odsunął swoją rękę. Przymknęłam powieki, a łzy które przez ten czas kołysały się na moich rzęsach spłynęły w dół twarzy znacząc cienkie stróżki. Gdy ponownie je otworzyłam spojrzałam na podrażnione miejsce.
Ono nie było podrażnione. Było martwe. Na moim brzuchu widziałam dokładny zarys ręki Jake'a, skóra w tym miejscu była martwa. Nawet nie blada, po prostu biała. Zamarzła do granic możliwości.
Zacisnęłam szczękę, gdy Jake ponownie chciał unieść rękę. Powieki mimowolnie opadły, nie chciałam tego widzieć drugi raz. Widzieć, jak mnie niszczy.
Nagle usłyszałam głośny huk. Całe zimno gdzieś się rozpłynęło, jak za machnięciem różdżki, a zastąpiło go przyjemne ciepło, którego tak bardzo mi brakowało. Powoli otwierałam oczy. Mrok pozostał taki sam, jak przedtem, jednak nie wydawał się on już być taki przerażający. Otaczała mnie ciepła aura, która pieściła moje ciało i sprawiała, że czułam się... Niewiarygodnie dobrze. Mój wzrok spoczął na ciemnej posturze, która utrzymywała pomiędzy nami kilkucentymetrowy dystans. Ciemności pozwoliły mi dostrzec niektóre detale jego pięknego ciała. Jego krystalicznie zielone oczy skierowane prosto na mnie. Czekoladowe, kręcone włosy opadające na czoło, malinowe usta. To nie mógł być nikt inny, jak anioł. Anioł, któremu brakowało skrzydeł i aureoli.
Bałam się go dotknąć. Bałam się, że jeśli ludzka ręka będzie próbowała go dotknąć on po prostu zniknie.
Powoli podszedł do mnie jeszcze bliżej powodując tylko szybsze bicie mojego serca. Ręką sięgnął do martwej skóry i przyłożył ją na zranione miejsce. Jego dotyk koił je. Mógł uleczyć każdą moją ranę, sprawić, abym zapomniała o każdej wyrządzonej mi krzywdzie. To nie mógł być człowiek.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział tym samym niskim i ochrypłym głosem, od którego zaczynałam się uzależniać. - Ze mną jesteś bezpieczna.
Ufałam mu. Wierzyłam, że w każdym jego słowie jest prawda. Moje serce zabiło znacznie szybciej, kiedy delikatnie objął moją twarz i otarł łzy z policzków uśmiechając się pocieszająco. Powoli przybliżył swoją twarz i musnął moje ochłodzone wargi swoimi ciepłymi. Jego ramiona otuliły mnie szczelnie zapewniając bezpieczeństwo i miłość już do końca.
Jeśli Was zawiodłam, to najmocniej przepraszam! Jestem na etapie ''pisanie bez weny'' ;(
NEXT = 10 KOMENTARZY
sobota, 5 października 2013
11. ''Trzymaj się od niej z daleka''
Obudziłam się, lecz w dalszym ciągu nie otwierałam oczu. W myślach przetwarzałam cały sen, a pod moimi powiekami zaczęły zbierać się łzy. Bałam się, że to wszystko może się kiedyś zdarzyć. Tak cholernie się bałam.
Powoli uchylałam powieki. Ten sam pokój. Ten sam chłód, który był w nim wyjątkowo odczuwalny. I ciemna postura... Harry. Kucał przy łóżku na wprost mojej twarzy. Głowę miał pochyloną; nie widziałam dokładnie jego twarzy. Tylko co on tu robił? Patrzył, jak śpię?
Powoli uniósł głowę, a jego oczy momentalnie spoczęły na mojej twarzy. Co w nich widziałam? Smutek, zdziwienie, szok, ale przede wszystkim zdezorientowanie. Co go tak zdziwiło?
Wstał i popatrzył na mnie z góry.
- Chciałem cię obudzić - odparł krótko. - Ubieraj się, jedziemy.
Powiedział i wyszedł. Dzięki ciszy panującej w domu mogłam jeszcze usłyszeć kroki rozprzestrzeniające się po korytarzu. Dźwignęłam się na rękach i usiadłam na progu łóżka. Każdy centymetr mojego ciała dawał o sobie znać. Najbardziej odczuwalny był ból skroni, który wyjątkowo mi doskwierał. Obolały miałam również brzuch, łydki i ręce. Wszelkie cięcia zrobione niedawno piekły niemiłosiernie. Sytuacja w jakiej się znajdowałam przypominała koszmar. A może to był koszmar? Może po prostu wszystko to, co się teraz dzieje to wytwór mojej wyobraźni? Gdyby wystarczyło tylko uszczypnięcie, aby z powrotem powrócić na ziemię...
Fantazjowanie o wolności postanowiłam zostawić sobie na później, aby za chwilę nie wybuchnąć płaczem. Wstałam i skrzywiłam się z bólu czując i słysząc strzyknięcia w kolanach. Odrobinę się chwiejąc podeszłam do sterty ubrań i wygrzebałam z niej dużą, granatową bluzę. Wyszłam z pokoju, a wzrokiem zaczęłam szukać Harry'ego. Wciąż miałam na uwadze, że mam szansę ucieczki, jednak jest ona marna. Istnieje kilka powodów, dla których nie mogę tego zrobić. Przede wszystkim mój stan fizyczny. Wszystko mnie bolało. W dodatku zostałam z niczym. Nie zdołałabym wrócić do hotelu nie mając żadnych pieniędzy.
Harry stał przy frontowych drzwiach robiąc coś w telefonie. Przez ten czas, kiedy ja się ubierałam zdążył założyć skórzaną kurtkę i buty. Zaczęłam się do niego zbliżać. Harry schował telefon do kieszeni spodni i popatrzył na mnie.
- Myślałam, że jadę z Jake'em - powiedziałam cicho nie sądząc, że Harry to usłyszy.
- Ja cię zawiozę i odwiozę - powiedział zrezygnowanym tonem otwierając drzwi. - Wychodź.
Stał na zewnątrz trzymając dłoń na klamce. Pokierowałam się zgodnie z jego poleceniami, a moje ciało od razu przeszedł potężny dreszcz spowodowany mrozem panującym na dworze. Mocniej otuliłam się bluzą, ale to nic nie dało. Ruszyłam na przód za Harrym, który zapewne kierował się w stronę swojego samochodu.
- Wsiadaj - powiedział chłodno otwierając mi drzwi pasażera. To nie był gentlemeński gest. Pewnie chciał dopilnować, abym nie uciekła. Co, jak co, ale Harry był dziwny. I to bardzo. Najbardziej denerwującą w nim rzeczą było jego zmienne zachowanie, którego nie dało się nie zauważyć.
Posłusznie wsiadłam do pojazdu, a Harry zatrzasnął za mną drzwi. Po chwili zajął miejsce kierowcy i odpalił samochód. Jechał bardzo szybko, ale raczej nie powinnam się dziwić. W duchu dziękowałam, że nie jedziemy motorem, bo dla mnie byłoby za dużo wrażeń jak na ten czas. Jechaliśmy w ciszy. Harry nawet nie pomyślał o włączeniu radia. Słychać było tylko ryk silnika i mój przyspieszony oddech. Denerwowałam się na samą myśl, że za chwilę będę musiała jechać przywiązana do Jake'a.
Po jakiś dwudziestu minutach dojechaliśmy na wyznaczone miejsce. Wysiedliśmy z samochodu. Zanim cokolwiek poza tym zdążyłam zrobić poczułam dłoń mocno oplatającą mój nadgarstek. Odetchnęłam ciężko w odpowiedzi na niezbyt komfortowy gest Harry'ego. Zaczął mnie prowadzić, a raczej ciągnąć przez tłum rozgadanych i roześmianych ludzi. Wiele razy o uszy obiły mi się wszelkiego rodzaju bluźnierstwa i obelgi, które skierowane były do poszczególnych osób. Wśród towarzystwa dobrze wyczuwalny był dym papierosów. Harry wciąż trzymając mój nadgarstek przeciskał się przez zbiórkę ludzi. Ledwo za nim nadążałam, jeden jego krok był jak dwa moje. W końcu dotarliśmy do startu, przy którym były już motory. Harry zatrzymał się, kiedy dotarliśmy do Jake'a. Puścił mój nadgarstek, a zanim zdążyłam się zorientować zniknął gdzieś w tłumie. Zostałam zdana tylko na łaskę Jake'a. Odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem, po czym uśmiechnął się szyderczo. Nie miałam nawet najmniejszej ochoty znów brać udziału w takich wrażeniach. Spuściłam wzrok pod nogi czekając na pierwszy strzał.
Brzuch bolał niemiłosiernie. Byłam pewna, że uformuje się na nim duży siniak, a przynajmniej zostanie czerwona plama. Jake zatrzymał swój motor. Szybko z niego zeszłam, zaraz po tym słysząc siarczyste ''zejdź mi z oczu''. Nie był zadowolony. Z resztą dlaczego miał być? Nie wygrał.
Nie chcąc się narażać na jakiekolwiek uszczerbki na zdrowiu usunęłam się nieco na bok rozglądając się dookoła po tłumie ludzi. Po raz kolejny do mojej głowy napatoczył się pomysł ucieczki. Ponownie przeczesałam wzrokiem rozchodzący się tłum starając się znaleźć postać Harry'ego. Nagle pojawił się mały płomień nadziei, kiedy nie udało mi się go wyszukać. Już zaczęłam stawiać pierwsze kroki, gdy usłyszałam za sobą JEGO ochrypły głos.
- Clair - powiedział Harry.
Gwałtownie się zatrzymałam, starałam się nie wyglądać, jak osoba, która przed chwilą chciała uciec. Nie wiedziałam, jakie mogły być konsekwencje tego incydentu. Odwróciłam się w jego stronę, a wzrok spuściłam pod nogi po raz pierwszy nie mając chęci patrzyć w jego oczy.
- Chodź. Westchnęłam zawiedziona i zaczęłam kierować się za Harrym. Byłam wdzięczna za to, że tym razem nie trzymał mojego obolałego nadgarstka. Ludzie prawie całkowicie się rozeszli, dym tytoniowy, który był jeszcze bardziej wyczuwalny niż przedtem drażnił moje nozdrza. Dotarliśmy do czarnego Range Rovera, a Harry ponownie otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Ja zaraz przyjdę - powiedział po czym zamknął drzwi.
Przez szybę widziałam jego oddalającą się posturę, jednak po chwili zniknął w otchłani ciemności. Zagłębiłam się w siedzeniu i zmarszczyłam brwi. Ile jeszcze będę musiała tak żyć? Czy to w ogóle można nazwać życiem? Przecież to nie może trwać wiecznie. Oni nie mogą mnie zabić. Muszę jakoś uciec. Ale co potem? Ucieknę i umrę z głodu, zimna, albo pragnienia? W pewnym sensie to była Vanessy wina, bo to ona nalegała, aby zamiast szukania mieszkania chodzić na zakupy, na miasto lub na wyścigi. Mimo wszystko nie potrafiłam być na nią zła. Nie teraz, kiedy tak cholernie tęskniłam. Jedynym moim marzeniem był powrót do Londynu, do rodziców. Zapomnieć o wszystkim, co miało miejsce w tym mieście. Muszę znaleźć ten sposób na ucieczkę.
Ale zaraz... Przecież Harry nie zamknął samochodu.
Moje serce momentalnie zaczęło wybijać szybszy rytm, kiedy pociągnęłam za klamkę, a drzwi ustępliwie się otworzyły. Wyskoczyłam z pojazdu starając się jak najciszej zamknąć drzwi. Ostatni raz rozejrzałam się dookoła, aby przypadkiem nie natrafić na Harry'ego. Nie wiedziałam, gdzie poszedł. Nigdzie go nie było. Natychmiast wprawiłam moje nogi w ruch i zaczęłam biec. Gdziekolwiek. Przed siebie. Chciałam uciec jak najdalej, aby nikt z tych typów mnie już więcej nie spotkał. Abym ja nie spotkała żadnego z nich.
Przebiegłam przez ulicę i pokierowałam się w stronę pewnej alejki. Przy murze oddzielający jakąś posiadłość od drogi spostrzegłam dwie postacie. Zwolniłam biegu i zaczęłam iść wolniej nie wiedząc, czy mam dalej iść, czy jednak zawrócić i obrać inny kierunek. Serce waliło mi jak oszalałe, byłam zupełnie zdezorientowana. Jeśli Harry by mnie teraz zauważył mogłabym już sobie kopać grób. Postanowiłam jednak iść dalej. Naciągnęłam kaptur na głowię mając nadzieję, że chociaż trochę będę wyglądała jak chłopak. Byłam coraz bliżej nich, a oni toczyli zaciętą dyskusję. Podchodząc jeszcze bliżej poznałam głos jednego z nich. I w tej samej chwili drugi otrzymał gwałtowny cios w twarz.
Zamarłam. Stanęłam w miejscu patrząc to na nieznanego mi mężczyznę, to na Harry'ego, który przed chwilą go uderzył. Zdołałam się ruszyć, kiedy zobaczyłam, że Harry zadaje kolejny cios. Zaczęłam biec ku nim chcąc jakoś zaprzestać porywczemu zachowaniu Harry'ego. Cały czas go bił, ciosy były wymierzane z ogromnym impetem. Po prostu się bałam, że go zabije.
- Harry, przestań! - Krzyczałam łudząc się naiwnie, że to go powstrzyma. Nadal bił swojego przeciwnika, który z początku próbował się bronić, jednak wystarczyło kilka uderzeń Harry'ego, aby całkowicie pozbawić go sił. Stoczył się na ziemię. Krew wypływała z jego warg, nosa, brwi...
Złapałam Harry'ego za ramię próbując go odciągnąć od owego bezimiennego mężczyzny. W rezultacie zostałam odepchnięta, przez co upadłam na ziemię. Przez moje ciało przeszedł dreszcz strachu. Harry nie był inny. Był taki sam, jak reszta jego towarzyszy. Nadawał się tylko do picia, wyścigów i bójek.
Podniosłam się i ponownie próbowałam go jakoś powstrzymać. Jego tęczówki były niemalże czarne. Złość była wyrysowana na jego twarzy, coś musiało być powodem jego porywczego i niebezpiecznego zachowania. Ostatni raz spróbowałam stając pomiędzy mężczyzną zginającym się z bólu na chodniku, a Harrym przygotowującego dłoń do zadania kolejnego ciosu.
- Zabijesz go! - Krzyknęłam ostatni raz czując, jak łzy napływają do moich oczu, kiedy zobaczyłam jego pięść skierowaną wprost na moją twarz. W końcu na mnie spojrzał. Jego pięść stopniowo się opuszczała. Mój dotychczas przyspieszony oddech do granic możliwości zaczął się uspokajać. Łzy powoli spływały po moich policzkach pozostawiając po sobie mokre ślady. Będąc w towarzystwie Harry'ego nie wiedziałam w jakim niebezpieczeństwie się znajdowałam. Nadal był wściekły, ale ciemność w jego oczach zaczęła przygasać. Nie przestawał na mnie patrzeć. Jego elektryzujące spojrzenie parzyło mnie od wewnątrz, jakby przekazywał mi w ten sposób pretensje, że mu przerwałam w zabijaniu człowieka.
- Miałaś czekać w samochodzie! - W końcu się odezwał, a raczej wykrzyknął.
Wzdrygnęłam się i przymknęłam oczy spodziewając się tego, że zaraz Harry zacznie się wyżywać na mnie. Jednak on tylko złapał mój nadgarstek i lekko pociągnął na swoją lewą stronę. Po raz kolejny zbliżył się do poranionego mężczyzny, który leżał zgięty przyglądając się ze strachem w oczach Harry'emu.
- Trzymaj się od niej z daleka, pierdolony kutasie - wysyczał przez zaciśnięte zęby i po raz ostatni z całe siły kopnął go w brzuch. Z mojego gardła wydobył się jedynie zduszony krzyk.
Jedno słowo - żenada.
A tak wyglądało moje pisanie tego rozdziału:
Pisane, skasowane, pisane, skasowane, pisane, skasowane...
Pewnie nawet nie muszę mówić, bo to cholernie rzuca się w oczy, że ten rozdział pisałam całkowicie bez weny. Tak w ogóle to nie wiem, po co go dodawałam. Może warto byłoby poczekać, aż panna wena raczy mnie odwiedzić...?
W każdym bądź razie - nie spodziewajcie się, że następne rozdziałby będą nie wiadomo jakie zajebiste, bo wena całkowicie mnie opuściła. Chyba, że później zacznę pisać.
Dzięki za komentarze w poprzednim rozdziale! Jesteście kochani ♥ Oczywiście zrozumiem, jeżeli napiszecie pod tym rozdziałem, że przynudzam, czy coś w tym stylu :)
Kocham was wszystkich, mam nadzieję, że już niedługo będę mogła swobodnie pisać :)
Do następnego xx
piątek, 27 września 2013
10. ''Uważaj na siebie''
Między nami zapanowała cisza i wcale nie była ona niezręczna. Nie miałem ochoty już bardziej wdawać się z nim w żadną dyskusję.
- Clair! - Jake zawołał głośno imię swojej niewolnicy przekręcając głowę w bok.
Po jakiego chuja ona znowu jest mu potrzebna?!
Nic.
Cisza.
Nie przychodziła.
Jake zaczął się niecierpliwić.
- Clair, rusz swoją dupę i przyjdź tu, zanim siłą cię tu przyciągnę! - Krzyknął jeszcze głośniej ostrzegawczym tonem.
Mój wzrok spoczął na przejściu łączącym kuchnię z korytarzem. Denerwowało mnie to, że tak agresywnie odnosił się do kobiety, która nie zrobiła nic złego. W pewnym momencie w wejścu stanęła jej mała postura. Wydawała się być jeszcze mniejsza, niż kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Była nieco chudsza, niż kilka dni temu. Nie wiem, jak to możliwe, że można tak schudnąć w tak krótkim czasie. Na jej ciele widniało wiele ran i siniaków. Na dolnej wardze spostrzegłem czerwone rozcięcie. Zdążyła założyć na siebie luźne spodenki i równie luźną bluzkę. W jej oczach kołysały się łzy zarówno bólu, jak i strachu. Wzrok miała nieobecny i niezależny, jakby nie przejmowała się już tym, co Robert, Sam i Jake mogą jeszcze z nią zrobić. W jej oczach widziałem gasnącą nadzieję. Jej wiara zaczęła zanikać. Ten widok sprawił palące ukłucie w moim sercu.
To bolało. Bolało, jak cholera.
- Podejdź bliżej - powiedział Jake ostrzegawczym tonem.
Miał daleko gdzieś jej uczucia. Czułem, że zaraz wstanę i mu rozpierdolę mordę, jeśli nie przestanie. Z trudem się powstrzymywałem. Clair zaczęła iść w jego stronę kuśtykając. Co oni jej do cholery zrobili?!
Stanęła przy nim i spuściła wzrok pod nogi.
- Dzisiaj jedziesz ze mną na wyścigi. Jeśli znowu będziesz nieposłuszna zamorduję cię tam, na miejscu - powiedział Jake beztroskim tonem patrząc na jej reakcję. - Posprzątaj tu.
Już wcześniej wiedziałem, że Jake ma ją dzisiaj zabrać na wyścig. Bardziej jednak denerwowało mnie to, że ją straszy. Byłem pewien, że jej nie zabije, przynajmniej nie teraz.
Clair bez słowa zaczęła zbierać naczynia, na których niedawno widniało śniadanie Jake'a.
[Clair]
Usłyszałam czyjeś kroki, kiedy stałam odwrócona przodem do zlewu, a ich odgłos zaczął cichnąć z każdym z nich. Ktoś wyszedł z kuchni. Pragnęłam, aby to był Jake. Harry wydawał się być inny, lecz nie wiedziałam, czy tak było na prawdę. Może tylko na pozór wyglądał tak tajemniczo i ewidentnie obojętnie, a w środku drzemał prawdziwy zabójca i zbrodniarz? Harry był skomplikowany. Jak nikt inny. Jego skryta natura sprawiała, że chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej. Dlaczego na tych wyścigach był w porządku, wesoły, można powiedzieć, że szczęśliwy a teraz nie wzrusza go nic? Słyszałam ich rozmowę przez drzwi. Harry chce wyjechać. Czemu? Naraził się komuś? Ma jakąś ważną sprawę do załatwienia w Nowym Jorku? Wydawał się być taki obojętny. Tylko raz widziałam, jak się uśmiecha. Na wyścigu. A teraz wyglądał tak, jakby nosił maskę, która zasłaniała wszystkie jego uczucia chowane pod nią.
Bał się czegoś?
Był zły?
Smutny?
Samotny?
Miałam już dość tych pytań. To dochodzenie nie wróżyło żadnych rezulatów. Wątpię, że kiedyś uzyskam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Nic o nim nie wiedziałam i najwyraźniej tak powinno już zostać na zawsze. Tak, jak powinno być.
Niemalże podskoczyłam w miejscu, kiedy zobaczyłam przy mnie czyjąś postać. Zignorowałam lejącą się bez powodu wodę, która spływała po ściankach zlewu. Powoli odwróciłam głowę modląc się, aby to nie był Jake. Odetchnęłam z ulgą widząc Harry'ego. Zlustrowałam go wzrokiem, nie mogłam odwrócić od niego swojego spojrzenia po mimo starań. Górował nade mną. Był wyższy ode mnie conajmniej o głowę. Jak na chłopaka był przeciętnych rozmiarów, może nieco wyższy. To ja byłam niezwykle niska.
Miał na sobie jeansowe, nieco otarte rurki i koszulę w kratkę. Włosy układały się do tyłu prostując niektóre loki, jednak wydawało mi się, że nawet w potarganej fryzurze wyglądałby jak Bóg. Spod podwiniętych rękawów koszuli rozciągały się czarne tatuaże, które dodawały Harry'emu odrobinę mrocznego wizerunku. Nasze spojrzenia się spotkały. Zielone oczy oprawione były wachlarzami czarnych i gęstych rzęs. Przyglądały mi się uważnie, jednak nie wyrażały żadnych uczuć.
Wydawało mi się, że nasz pełen napięcia kontakt wzrokowy trwał o wiele krócej, niż realnie. Stanowczo za krótko, abym mogła zatrzymać w pamięci każdy szczegół jego zielonych tęczówek i zapamiętać, że już nigdy nie spotkam piękniejszych oczu.
Natychmiast z pięknego nieba wróciłam na ziemię, kiedy Harry przeniósł wzrok na kran. Spojżałam w tę samą stronę. Harry wyciągnął rękę w jego stronę i zakręcił wodę.
Zaraz, zaraz... To ona cały czas się tak lała? Och, Harry. Źle na mnie wpływasz.
Moje policzki pokrył szkarłatny rumieniec. Nie powinnam się tak na niego wgapiać. Oddech mi przyspieszył na myśl o karze.
- Mogę wrócić do pokoju? - Zapytałam cicho, ale nie słysząc odpowiedzi Harry'ego uznałam, że nie miał nic przeciwko.
Ledwo postawiłam krok, kiedy poczułam czyjąś dłoń oplatającą mój nadgarstek.
- Poczekaj.
Oj, będzie kara.
Niepewnie odwróciłam się w jego stronę w głębi duszy jednak ciesząc się, że mam pretekst do ponownego spojżenia w oszałamiającą zieleń jego oczu. W między czasie ciało aż drżało ze strachu, co nie uszło uwadze Harry'ego, gdyż zaraz potem zabrał swoją dłoń z mojego nadgarsta.
- Clair, proszę cię. Bądź posłuszna Jake'owi na dzisiejszym wyścigu. Nie próbuj się stawiać, bo będzie jeszcze gorzej - powiedział jedynym w swoim rodzaju tym ochrypłym i niskim głosem.
- Dlaczego?
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc, dlaczego mam się posłuchać Harry'ego. Tak, owszem, miałam zamiar się stawiać. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś całkowicie przywłaszczył sobie moje ciało i bezkarnie je sobie wykorzystywał. Nie chciałam, aby ktoś miał nade mną pełną kontrolę.
- Po prostu się go słuchaj i pamiętaj, że w każdej chwili może cię zabić - powiedział, a wyraz jego twarzy nieco się zmienił.
W jego oczach zamajaczyło zdenerwowanie i... Troska? Martwił się o mnie? Było mu żal? To wszystko zaczynało mnie doprowadzać do szału. Skoro jest mu żal, to dlaczego mi nie pomoże? Dlaczego on mi do cholery nie pomoże?!
Westchnęłam ze smutkiem i nie chcąc powiedzieć żadnego głupstwa (i narazić się tym samym na karę) zaczęłam odchodzić kierując się w stronę mojego pokoju.
- Clair... - Ostatni raz usłyszałam jego dziwnie spokojny głos.
Odwróciłam się i tym razem bardziej niechętnie na niego spojżałam czując, że jeszcze trochę, a wybuchnę przy nim płaczem. Zatroskany wyraz twarzy sprawił, że moje oczy pokryły się łzami. Wtedy, jak nigdy potrzebowałam pomocy. Właśnie jego pomocy.
- Uważaj na siebie - powiedział cicho ledwo poruszając wargami.
Jego spojżenie nie opuszczało mojej twarzy. Pokiwałam głową i nie do końca nad tym panując pozwoliłam, aby kilka łez spłynęło w dół twarzy. Nic nie mówiąc udałam się do swojego pokoju cicho łkając.
* * *
Moje nadgarstki trwale zostały przyciśnięte do łóżka. Jeszcze nigdy nie krzyczałam tak głośno i nie byłam tak przerażona. Postać Jake'a górowała nade mną, nadgarsti dociskał mi Robert.
- Ucisz się, mała suczko. Zaraz będzie po wszystkim - wymamrotał Jake uśmiechając się złośliwie.
Następnie zapanowała cisza.
Później mój głośny krzyk przepełniony cierpieniem.
Oczy piekły mnie od łez.
Przeszywający ból rozdzierający od wewnątrz moje podbrzusze.
Nie miałam na nic siły, ból z każdym ruchem narastał. Wiedziałam, że prędzej, czy później znajdę się w takiej sytuacji, jednak wtedy nie wiedziałam, że ten ból może być aż tak potworny. Nie mogłam zdrowo myśleć, coś wpływało na to, że od tej pory będę się bała czyjegoś dotyku. Nie zaufam już nikomu.
Po chwili ból ustąpił i usłyszałam głośny krzyk Jake'a. Moje nadgarstki zostały uwolnione. Skuliłam moje nagie ciało, które po chwili znalazło się w czyiś objęciach. Bałam się otworzyć oczu. Bałam się wszystkiego.
- Shhh... Clair, ja cię nie skrzywdzę... Nigdy nie chciałem tego zrobić... - Powiedział tak dobrze znany mi głos.
Mój oddech zaczął się uspokajać słysząc, że to Harry.
- Przepraszam. Przepraszam...
Delikatnie musnął ustami moje czoło. Położył mnie na swoich kolanach i przysunął jeszcze bliżej całkowicie nie zwracając uwagi na to, że byłam naga. Łkałam cicho chcąc, aby ten koszmar się już skończył.
[Harry]
- To w końcu jedziesz na ten wyścig, czy nie? - Jake zaczął tracić cierpliwość.
W tym momencie zapinał swoją skórzaną kórtkę rzucając mi krótkie spojżenia. Westchnąłem cicho i w końcu dałem mu zdecydowaną odpowiedź.
- Jadę.
- Świetnie. Weźmiesz Clair - powiedział w pełni usatysfakcjonowany rzucając w moją stronę klucze od swojego domu. Złapałem je i zacząłem obracać w palcach.
- Po co mi one? - Zapytałem patrząc na niego zdziwiony.
- Po wyścigu jadę do Eda. Mógłbyś ją odwieźć?
Nie czekając na moją odpowiedź wyszedł z mieszkania. Wspominałem już kiedyś, że to popierdolony chuj?
Westchnąłem w duchu i udałem się w kierunku pokoju Clair. Uchyliłem drzwi wsuwając głowę do pomieszczenia i - tak, jak się domyślałem - spała. Jej ciało znów drżało. Mocno zaciskała oczy i cicho coś mruczała.
Nie wiedziałem, że mówi przez sen.
Powoli wsunąłem się do środka. W pomieszczeniu panował mrok spowodowany małymi oknami i późną godziną. Starając się narobić jak najmniej hałasu podszedłem do jej łóżka i przykucnąłem przy nim. Moja twarz była na wprost twarzy Clair. Ciągle mówiła niewyraźne słowa i mimo, że nie miały żadnego sensu wsłuchiwałem się w nie.
Moje oczy otworzyły się szeroko, kiedy pomiędzy jej pomrukiwania wdarło się moje imię.
Boszz, ale on długi.
Przepraszam. Chciałam, aby było lepsze, spieprzyłam przez tą cholerną deprechę.
Ale nieważne. Jak wam się podoba szablon? Bo według mnie meega *.*
(Sorka za błędy, dodaję z tel :) )
piątek, 20 września 2013
9. ''Czy to normalne?''
Zaparkowałem swój samochód przed bramą Jake'a - tam, gdzie zwykle. Zanim wyszedłem z pojazdu spojżałem na zegarek. 10.35.
Od wczorajszego wieczoru nie mogłem myśleć o niczym innym, oprócz Clair. Po prostu się o nią bałem. Bałem się, że mogą jej wyżądzić większą krzywdę, na którą wcale sobie nie zasłużyła. Odczuwałem cholerne poczucie winy, że po prostu im jej nie zabrałem, ale istnieją też powody, dla których nie mogłem tego zrobić. Jednakże nadal nie wiem, co się ze mną dzieje, kiedy jestem w pobliżu jej drobnego ciałka. Nie wyczuwam pożądania, to na pewno nie jest to. Po prostu nie potrafię tego określić.
Przekraczając drzwi jego domu od razu usłyszałem głosy Sama i Jake'a dobiegające z kuchni. Nie ściągając butów ze stóp ruszyłem przed siebie prosto do kuchni. Ich zacięta dyskusja została przerwana, kiedy zobaczyli mnie u progu kuchni. Jake uśmiechnął się do mnie arogancko, czego ja w żadnym razie nie miałem zamiaru odwzajemnić. Ja go po prostu nienawidziłem, ale Jake był takim zapatrzonym w siebie kutafonem, że nie potrafił tego dostrzec. Kiedyś jednak było inaczej. Zanim poszedłem do więzienia można było powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi. Ale ten rok spędzony za kratkami pozwolił mi głębej przemyśleć wiele spraw. Po prostu się zmieniłem.
Jestem inny, niż kiedyś.
- Siema, Haz - powiedział Jake.
Odmruknąłem coś, co miało znaczyć ''cześć'', ale nie było zbyt słyszalne. Zająłem miejsce obok Sama, którego także nie darzyłem żadną sympatią.
- Jak było wczoraj? - Zapytałem opierając się łokciami o blat stołu ogólnie oczekując jak najwięcej informacji dotyczących Clair.
Nie obchodziło mnie, ilu kierowców zabili, czy też ile samochodów ukradli.
- Źle. Ta mała, popierdolona dziwka nie chciała się słuchać - odpowiedział wzruszając ramionami.
Moje dłonie momentalnie zacisnęły się w pięść, a paznokcie wbiły w skórę. Nie zasłużyła sobie na to, aby być nazywaną ''popierdoloną dziwką''. Żadna kobieta nie zasługuje, a szczególnie nie ona. Nie Clair. W ostatnim momencie ugryzłem się w język powstrzymując się od komentarza. Oddychałem głęboko chcąc się jakoś uspokoić. Wstałem od stołu podchodząc do blatu i wyjmując chleb z chlebaka. Ukroiłem dwie kromki, po czym posmarowałem je masłem i ułożyłem na talerzyku. Pewnie gdyby nie ja zagłodzili by ją.
- Śpi? - Zapytałem nie odwracając się w ich stronę. - Gówno mnie to obchodzi - wzruszył Jake niewyrazistym tonem. Chwyciłem talerzyk i wyszedłem z kuchni. Kierowałem się w stronę ''jej'' pokoju. Na chwilę jeszcze stanąłem przy drzwiach otwierając je powoli, aby w razie gdyby spała nie obudzić jej. Moje przypuszczenia potwierdziły się, gdy zauważyłem jej posturę skuloną na łóżku. Miała mocno zaciśnięte oczy. Miała na sobie jedynie czarną bieliznę. Prześcieradło zsunęło się z jej ciała, przez co aż całe dygotało z zimna. Na jej ciele widniało mnóstwo siniaków i nacięć. Wyglądała, jak jedno wielkie nieszczęście.
Wszedłem cicho do pokoju i podszedłem do jej łóżka. Ustawiłem przy nim na podłodze talerzyk i spojżałem na Clair. Jeszcze nigdy nie czułem się taki winny. Ale nie mogłem za wiele zrobić wiedząc, że obowiązują mnie pewne zasady. Jednak właśnie wtedy chciałem wziąć ją do siebie i mieć wyjebane na wszelkie konsekwencje. Chciałem, żeby przestała cierpieć, ale nie mogłem nic zrobić.
Prześcieradłem leżącym u jej stóp otuliłem jej ciało modląc się w duchu, aby przypadkiem się nie obudziła. Przez sen bardziej wtuliła się w nie, ale cały czas dygotała. Rad, nie rad musiałem wyjść, aby mnie nie zobaczyła. Powróciłem do kuchni na swoje wcześniejsze siedzenie. Sam gdzieś poszedł zostawiając mnie i Jake'a samego. Na stole spostrzegłem gazetę i bez pozwolenia wziąłem ją do ręki.
- Dzisiejsza? - Zapytałem, na co Jake odpowiedział mi skinięciem głowy. W oczy od razu rzucił mi się nagłówek: Nielegalne wyścigi w Detroid. Taaaa. Klasyka. Studiowałem artykuł, w którym - z resztą, jak co tydzień - pisali o zamordowanych przez napalonych motorzystów ludzi. Powoli uniosłem wzrok znad gazety, kiedy usłyszałem sztuczne chrząknięcie Jake'a. Chwilę na mnie patrzył, lecz zaraz potem wbił wzrok w drewniany blat stołu.
- Przedtem mówiłeś coś, że chcesz jechać do Nowego Jorku.
- Chcę wyjechać na stałe - odpowiedziałem bez namysłu.
- Dlaczego? - Zapytał zdziwiony.
Chuj cię to obchodzi.
- Nieważne - odpowiedziałem krótko. Prawda była taka, że wyjeżdżam z miasta ze względu na kilka powodów. Jednym z nich jest to, że kundle zaczynają węszyć. Coraz więcej ludzi zaczyna mnie rozpoznawać, co zwiększa szanse na to, że prędzej, czy później znowu skończę w pierdlu.
- Masz już ustaloną jakąś dokładną datę? - Zapytał robiąc obojętną minę, w stylu raczej-mnie-to-nie-obchodzi, ale w gruncie rzeczy wiedziałem, że się przejmuje.
Jeszcze zatęskni.
Pedał popierdolony.
- Nie, nie mam. Dlaczego cię to obchodzi?
Miałem dokładną datę. Zamierzałem wyjechać w połowie października, ale wtedy pojawiła się Clar i wszystkie plany szlag trafił.
Czuję się za nią odpowiedzialny i jestem pewny, że jeśliby ją zabili to właśnie ja czułbym się najbardziej winny z całej czwórki.
Czy to normalne?
Nie wiem, na co czekam. Jedna połowa mnie każe mi jak najszybciej z tąd spierdalać, zanim będzie za późno, ale jest coś we mnie, co nie pozwala mi tak po prostu tego wszystkiego zostawić. To coś zaczęło mną przeważać właśnie wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyłem Clair i dowiedziałem się, że ma zostać ich trzecią z rzędu niewolnicą.
Najgorszy błąd, jaki popełnia to właśnie to, że próbuje się stawiać. Jest nieposłuszna, co grozi tylko zabiciem, lub większymi torturami. Czuję się tak, jakby cała odpowiedzialność za jej życie spadła na mnie i tylko ja mogłem zdecydować, czy będzie mogła dalej żyć.
- Nie obchodzi mnie to, z ciekawości pytam.
- Jeśli chodzi ci o moje samochody to ci ich nie oddam - odpowiedziałem domyślając się, o co mu chodzi.
Jeśli już zdecyduję się wyjechać to sprzedam wszystko. No prawie wszystko. Wyjadę i nie wrócę.
- A wy kiedy przestaniecie się w to bawić? - Zapytałem patrząc ciekawie na Jake'a.
Chłopak zmarszczył brwi i posłał mi pytające spojrzenie.
- O co ci chodzi?
Wywróciłem oczami i ponownie przeniosłem wzrok na gazetę.
- No nie wiem. Kradzieże? Zabójstwa? Narkotyki? Niewolnice? - Ostatnie zdanie wypowiedziałem z wyjątkową odrazą.
Szczerze byłem ciekawy, jak zareagowałaby policja, gdyby dowiedziała się, że pewne kutafony z Detroit przechowują w domu niewolnicę.
- Nie twój zasrany interes - odpowiedział wzruszając ramionami.
Między nami zapanowała cisza i wcale nie była ona niezręczna. Nie miałem ochoty już bardziej wdawać się z nim w żadną dyskusję.
- Clair! - Jake zawołał głośno imię swojej niewolnicy przekręcając głowę w bok.
Po jakiego chuja ona znowu jest mu potrzebna?!
Witam :)
Na początek chciałabym powiedzieć, że rozdziały będą dodawane żadziej z powodów, a raczej z powodu szkoły :/
Tsza sie óczyć XD
Nexta przewiduję na piątek/sobotę.
Dziękuję za wszystkie komentarze :*
Chciałam, aby w tym rozdziale było więcej scen Carry, no ale... Będą w następnym. Obiecuję ;)
BIG LOVE XX
Wasza Gigi
sobota, 14 września 2013
8. ''Jak niewolnica''
Żałowałam tego, że kiedy Harry opuścił mnie na trochę po prostu nie uciekłam. Żałowałam tego, jak cholera. Ale wtedy nie myślałam o tym, a moja świadomość jakby na złość nie dopuszczała do siebie tej myśli.
Wierciłam się w łóżku nie mogąc znaleźć odpowiedniego ułożenia, które pozwoliłoby mi pogrążyć się we śnie. Głównym powodem mojej bezsenności były głośne kobiece jęki, w które wmieszało się imię ''Jake''. Myślałam, że się porzygam, jak kobieta niemal krzyknęła. Nie obrzydzała mnie wizja samego seksu, bo przecież to naturalne. W ogóle bez sensu było to, że ktoś robił to dla czystej przyjemności. Coś w stylu 100% przyjemności 0% miłości. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego kobiety dają się wykorzystywać. To okropne. Skrzywiłam się, kiedy kobiecy głos na całe gardło wyjęczał przeciągłe ''Jaaaakeee". Odetchnęłam z ulgą sądząc, że już po wszystkim i dosyć tej czułości. Wygodniej się ułożyłam i już zasypiałam, kiedy cyrk zaczął się na nowo. Z sufitu dobiegały coraz głośniejsze jęki.
- Dobra, pierdolcie się. Nie macie nic lepszego do roboty tylko jęczeć przez całą noc. Macie zajebiste życie - powiedziałam cicho przez zaciśnięte zęby.
Do pełnej wściekłości brakowało tylko warczenia i piany kapiącej z pyska.
Byłam zaskoczona, kiedy ze snu wyrwały mnie ostre wymiany zdań pomiędzy kobietą, a mężczyzną.
- No dalej. Wyjeżdżaj z tąd - wyczułam głos Jake'a.
Był już ranek. Pewnie spałam zaledwie dwie godziny.
- Ale, Jake... Nie podobało ci się? Nie chcesz tego powtórzyć?
Ostatnie pytanie było bardziej wyciszone. Zaczynałam się denerwować, że jestem uwięziona w pokoju w miejscu, w którym najczęściej ktoś przechodzi.
- Kurwa, nie. Było miło, ale teraz możesz już iść.
- Ale...
- Chyba powiedziałem wyraźnie, zdziro?!
Po domu rozprzestrzeniły się głośne krzyki bólu kobiety. Nie wiedziałam, co mam robić. Nie mogłam jej pomóc poprzez zamknięte drzwi. Z drugiej strony, gdybym zaczęła wołać, żeby ją zostawił nic by nie dało. Ostateczne zakończenie krzyków odbyło się po zatrzaśnięciu drzwi frontowych. Zrobiło mi się niedobrze. I to nie przez głód, który utrzymywał się od wczorajszego popołudnia, ale od tego, że Jake skrzywdził kobietę.
Wstałam i podeszłam do wejśca. Na małym talerzyku leżała mała kromka chleba posmarowana masłem. Wzięłam ją do ręki i łapczywie ją chłonęłam. Zjadłam ją, ale nadal byłam głodna. Chwyciłam jakieś spodnie, pomarańczową bluzkę z napisem ''Reebok'' i ręcznik, którego również dokopałam się w tej zróżnicowanej kupce. Poszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Moje blond włosy stały się jeszcze bardziej kręcone niż zazwyczaj, ponieważ dawno ich nie czesałam. Palcami próbowałam je rozczesać, ale niewiele z tego wyszło. Podeszłam do zlewu i przemyłam zaspaną twarz wodą spłukując cały pot i brud. Ubranie błyskawicznie zsunęło się z mojego ciała. Z ogromną niechęcią weszłam pod kabinę prysznicową i odkręciłam wodę. Gwałtownie zaciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby czując na swoim rozpalonym ciele lodowaty strumień wody. Nie mogłam ustawić na ciepłą, więc byłam zmuszona wziąć zimny prysznic. W kabinie znajdowała się jedynie biała kostka mydła. Poczułam się jak więzień. I właśnie tak było. Byłam ich więźniem, a oni byli moimi panami.
- Założysz to - powiedział Robert stojąc nad kupką ubrań, kiedy wręczał mi czerwoną, koronkową bieliznę i czarną, męską koszulę. - Koszula ma być odpięta. Chwyciłam ciuchy spoglądając przestraszonymi oczami na Roberta, który był niewzruszony na mój strach. Bałam się najgorszego. Robert wyszedł bez słowa dając mi czas na przebranie się. Szybko zdejmowałam ciuchy i zakładałam bieliznę miejąc na uwadze, że w każdej chwili któryś z nich może wejść chcąc popatrzeć sobie na wersję bez ubrań. Gotowa usiadłam na skraju łóżka czekając na najgorsze. Panującą ciszę przerywał jedynie mój szybki i drżący oddech. Moje ciało podskoczyło w miejscu, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły wydając przy tym przeraźliwe skrzypnięcie. Mój wzrok spoczął na zielonookim brunecie - Robercie. Patrzył na mnie wyczekująco.
- Co chcecie ze mną zrobić? - Zapytałam cicho czując, jak do moich oczu napływają łzy.
- Zobaczysz. Ruszaj się. Wychodzimy - powiedział równie cicho mrożąc mnie spojrzeniem.
Wstałam z łóżka, jednak czułam, że nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa. Zostałam zmuszona zatrzymać się, kiedy dotarłam do drzwi. Silne i spocone dłonie Roberta chwyciły moje nadgarstki. Odetchnęłam cicho w odpowiedzi na jego gest.
- Podaj taśmę - powiedział do kogoś za swoimi plecami.
Zrobiło mi się niedobrze. W każdym calu pokazują, że jestem niewolnicą. Obskurny pokój, zapleśniała łazienka, jedna kromka chleba posmarowana masłem dziennie, zmuszenie do posłuszeństwa, wręcz brutalne traktowanie - tak właśnie traktuje się więźnia, albo niewolnika. Nie próbowałam się uwolnić, gdy poczułam taśmę klejącą oblepiającą moje nadgarstki. Wiedziałam, że to nic nie da.
Rozejrzałam się dookoła. Na wprost mnie były drzwi wejściowe. Obok było wielkie wejście do kuchni, w której siedział Jake i Harry. Jake uśmiechał się do mnie arogancko, natomiast Harry'ego pochłonęła gazeta, którą studiował popijając coś z kubka. Jake wstał i zaczął kierować się ku mnie. Ostatni raz odwrócił się do Harry'ego.
- Na pewno nie chcesz jechać? - Zapytał, jednak nie wyglądał na zaciekawionego odpowiedzią.
Harry spojrzał na niego znad gazety odkładając kubek z parującą cieczą.
- Jak wrzut na dupę potrzebny mi teraz nowy samochód. Jadę do domu - powiedział wstając i rzucając na stół niedbale kolorowe pisemko.
Nie mogłam w żadnym stopniu rozszyfrować ich rozmowy. Mają kupić nowy samochód, czy też ukraść? Ale do czego ja im jestem potrzebna?
Harry bez słowa miną swoich kumpli. Przez ten czas zdążyłam zauważyć, że nie darzy ich żadną sympatią. Ostatni raz odwrócił się w moją stronę. Jego wzrok na ułamek sekundy spoczął na mojej twarzy. Posyłałam mu nieme błagania, aby jakoś zainterweniował w takiej sytuacji, w jakiej się znalazłam, lecz on wydawał się tego nie zauważyć. Przerwał nasz pełen napięcia kontakt wzrokowy i po prostu wyszedł wpuszczając do środka zimne powietrze, na które moja skóra zareagowała negatywnie.
- Wychodzimy - powiedział Jake idąc przodem w stronę wyjścia.
Dłoń Roberta mocno oplotła moje przedramię. W jego uścisku wydawało się być takie małe. Podążał wraz ze mną w stronę wyjścia, w którym stanął Jake.
- Chociaż czekajcie - mówiąc do Sama i Roberta odwracał się powoli. - Możemy poprawić jej trochę wygląd. Trochę więcej się zlituje.
Sam i Robert pomysł Jake'a przyjęli z aprobatą, jednak ja w ogóle nie rozumiałam, co to miało znaczyć ''możemy poprawić jej trochę wygląd'' i ''trochę więcej się zlituje''. Odpowiedź na pytanie ukazała się zaraz po tym, jak Sam z całej siły uderzył mnie pięścią w twarz. To nie mogło pohamować głośnego krzyku spowodowanego bólem. Chcieli, abym wyglądała na pokaleczoną. Ale dlaczego?
Fala bólu zalała prawą część mojej twarzy, poczułam, jak z nosa powoli sączy się krew. Sam popatrzył z dumą na swoje dzieło. Łzy powoli spływały dostosowując się do tępa spływającej krwi. Złość i cierpienie malowało się na mojej twarzy. Jake zjawił się obok Sama ze scyzorykiem w ręku. Zgięłam się wpół, kiedy ostrze nożyka przejechało w dół moich żeber. Do moich oczu ciskały się łzy bólu. Z rany natychmiast poleciała krew. Nie czułam nic innego oprócz złości, cierpienia i palącej rany, którą rysował Jake na mojej talii. Zrobił kilka bardzo widocznych nacięć. Bardziej niż to bolała mnie właśnie wizja, że tak będzie już zawsze.
- Będzie widać? - Zapytał Jake swoich towarzyszy w ogóle nie przejmując się moim cichym łkaniem.
Przeszywający ból rozprzestrzenił się po mojej skórze na brzuchu i żebrach.
- Może - odpowiedział Robert.
Spojrzałam w dół. Z głębokich ran powoli sączyła się krew. Próbowałam uwolnić ręce od taśmy klejącej, ale to na nic się zdało. Ruszyliśmy przed siebie. Była późna godzina, niebo przybrało granatowy kolor. Na zewnątrz przy bramie stała biała Mazda. Wyjątkowo luksusowy samochód. Zatrzymałam się w miejscu sparaliżowana zimnym powietrzem bijącym w moje gorące rany.
- No dalej - usłyszałam za sobą oziębły ton głosu Roberta, który nie przestawał obejmować swoją dłonią mojego przedramienia. Ruszyłam na przód. Krew nadal leciała mi z ran, ale już mniej obficie. Ciągnął mnie wprost do samochodu, w którym czekali Sam i Robert.
Zatrzymaliśmy się tuż przy małej wiosce w okolicach Detroid. Samochody często tu przejeżdżały, jednak ze względu na późną godzinę było ich nieco mniej. Kazali mi wysiąść z samochodu. Ból nieco ustąpił, jednak nadal czułam małe pieczenie. Przy moim nosie była zaschnięta krew. Samochód stanął na wąskiej, bocznej uliczce. Robert cały czas trzymał moje przedramię, a ja byłam niemalże pewna, że w tym miejscu utworzy się siniak. Zaczął iść za Jake'iem prowadząc mnie na drugą stronę głównej ulicy. Ogólnie rzecz biorąc byliśmy przy końcu lasu. Chłopaki stanęli obok mnie i odkleili moje nadgarstki. Jake od razu powstrzymał mnie od ucieczki.
- Nie uciekniesz, laleczko. Jednak jeśli nie chcesz cierpieć rób to, co ci mówię - powiedział przeszywając mnie wzrokiem. - Pamiętaj, że jestem twoim panem i mam nad tobą pełną władzę. Rozumiesz?
Skinęłam głową. Był wyjątkowo spokojny, jak na swój wybuchowy charakter.
- Chcę to usłyszeć.
Wciągnęłam powietrze i wypuściłam je przez zaciśnięte zęby.
- Tak, panie - zmusiłam się do spełnienia jego żądania.
- Świetnie. Zrobisz tak. Kiedy ci powiem, wyciągniesz rękę w stronę ulicy. Masz zatrzymywać wybrane samochody. Wszystko jasne?
Nie bluźnił, ani nie krzyczał. Czy nie chciał, abym bała się go bardziej?
- Tak, panie.
Jake odszedł i schował się w drzewach wraz z Samem i Robertem. Zrozumiałam, po co te rany. Aby kierowcy zlitowali się i pomyśleli, że potrzebuję pomocy. Bielizna po to, żeby jeszcze chętniej się zatrzymali. Wszystko po to, aby Jake, Sam i Rob mogli zabić kierowcę i skraść samochód.
Pierwsze auto przejechało, jednak nie usłyszałam nakazu, aby wyciągnąć rękę. Drugi samochód zbliżał się w zaskakującym tempie i natychmiast usłyszałam nakaz uniesienia ręki. Od razu otrzeźwiałam. Nie ma mowy. Nie pozwolę się wykorzystywać.
Delikatnie usunęłam się do tyłu, a pojazd mignął przed moim nosem. Byłam dumna z siebie, że pomimo sytuacji zdołałam się im postawić. Szybko straciłam pewność siebie, kiedy wyczułam czyjąś obecność tuż za moimi plecami. Gwałtownie się odwróciłam. Lampy, które oświetlały ulicę, oświetlały także zirytowaną twarz Jake'a.
- Dlaczego do kurwy nędzy się nie posłuchałaś? - Zapytał spokojnie, jednak wiedziałam, że w środku przypominał pewnie wybuchający wulkan. - Poniesiesz karę. Podaj dłoń.
Pokręciłam przecząco głową ciesząc się, że na nowo mu się postawiłam. Nawet dziwiłam się, jak podołałam to zrobić biorąc pod uwagę to, że moje ciało drżało ze strachu. Pisnęłam głośno, kiedy chwycił moją dłoń, a na nadgarstku zrobił głębokie nacięcie, z którego momentalnie popłynęła krew. Do moich oczu naszły łzy spowodowane wyrazistym bólem, jednak dzięki staraniom nie wypłynęły. Jake puścił moją rękę i ponownie spojrzał mi w oczy.
- Mam nadzieję, że czegoś się nauczyłaś, mała szmato.
Zaczęłam dociskać ranę, aby się nie wykrwawić. W międzyczasie Jake powrócił do swoich kolegów.
- Unieś rękę - z zamyślenia wyrwał mnie głos któregoś z nich.
Spojrzałam w stronę ulicy, po której mknął jakiś samochód.
Poddałam się.
Uniosłam rękę i zamknęłam oczy. Otworzyłam je dopiero wtedy, gdy usłyszałam, jak samochód zatrzymuje się przy mnie. Pociemniała szyba sunęła w dół, a moim oczom ukazał się mężczyzna z zatroskanym wyrazem twarzy - na oko miał 40 lat.
- Co ci się stało, drogie dziecko? - Zapytał z politowaniem.
Czy teraz oni go zabiją? Nie mogą go zabić. Nie zasłużył sobie na to.
- Niech pan jedzie - powiedziałam cicho. Mężczyzna tylko zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał. Za sobą usłyszałam odgłos łamanej gałązki, co znaczyło, że wyszli z ukrycia. - No już! Uciekaj!
Powiedziałam to stanowczo za głośno.
Pierwszy strzał. Gwałtownie się odwróciłam, a kierowca zaczął odjeżdżać. Na ulicy leżały kawałki potłuczonej tylnej szyby. Nie trafili. Samochód odjechał.
- Ty pierdolona szmato - usłyszałam za sobą głos Jake'a, ale nim zdążyłam się postawić moje ciało opadło na ziemię spowodowane mocnym pchnięciem.
Uhhh znowu taki długi. Przepraszam również za to, że nie było scen Carry (hehe xd), ale to się zmieni w następnych rozdziałach.
poniedziałek, 9 września 2013
7. ''Idiota''
Długi. Uznałam, że sam rozdział 7. byłby za krótki, dlatego połączyłam go z 8. i powstał bardzo długi.
Nic nie słyszałam, żaden dźwięk nie dostawał się do moich uszu. Nie czułam niczego innego oprócz jego magicznego dotyku. Mimowolnie przeniosłam dłonie na jego ramiona. Byłam mu wdzięczna za to, że nie całował łapczywie, ani zachłannie. To był mój pierwszy pocałunek, który mimo, że nic nie znaczył był nieziemski. Nieco odważniej już pogłębiłam pocałunek ciesząc się, że Harry nie zareagował negatywnie. Jego dłonie ciasno oplatały moją talię. Nie wiem, co to było, ale przez nasz pocałunek przepływało coś elektryzującego. Powoli odsunęliśmy się od siebie ciężko oddychając. Prawie stykaliśmy się nosami. Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja chyba jeszcze nigdy nie byłam tak rozkojażona patrząc w czyjeś tęczówki. Po raz pierwszy dostrzegłam w jego oczach jakieś przenikające uczucie. Nie wiem, co to było, nie potrafiłam czytać z oczu, jednak wiedziałam, że ten pocałunek był... Chyba nie znaleźli jeszcze takiego określenia opisującego najcudowniejszy pocałunek. Mimo, że to mój pierwszy.
Na ziemię sprowadził N A S kolejny strzał. Tak, właśnie N A S, bo Harry wyglądał na całkowicie rozkojażonego i zbitego z tropu. Natychmiast zabrał swoje dłonie z mojej talii, a ja swoje z jego szerokich ramion.
- Kupili to - powiedział cicho.
Cała magia prysła.
Ciężko mi było powrócić do rzeczywistości. Powoli zaczęły do mnie docierać okrzyki. Rozejżałam się dookoła i zauważyłam, że Harry wsiadł już na motor. Popatrzyłam na dziewczyny, które również startują. Stały tyłem do motorów nerwowo przestępując z nogi na nogę. Kolejno podchodziła do nich brunetka z kręconymi włosami i ustami wysmarowanymi krwisto-czerwoną pomadką. Miała krótką bluzkę, która w ogóle nie zakrywała jej brzucha i dresy nisko opuszczone na biodrach. Wręczała im grube paski. Doszła do mnie i uśmiechnęła się przyjaźnie. Gdyby tylko wiedziała, w jakiej sytuacji się znajduję...
Rozległ się kolejny strzał. Odwróciłam się do Harry'ego, który lekko przekręcił głowę w moją stronę.
- Usiądź na motorze tyłem do mnie - poinstruował mnie zbyt wyraźnie, abym mogła się przesłyszeć.
Vanessa nic mi nie mówiła, że dziewczyna musi siedzieć plecami do chłopaka. Nerwowo spoglądałam po dziewczynach, które właśnie wykonywały to, co powiedział Harry.
- No dalej.
Harry zaczynał się niecierpliwić. Wsiadłam na motor, a plecami przylgnęłam do pleców Harry'ego. Co za głupie zasady. Już miałam się pytać, po co to robię, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
- Daj pasek.
Podałam mu go, a on owinął go sobie wokół brzucha i wręczył mi końcówki. Zapięłam pas na mojej talii. Nerwowo zaciskałam na nim ręce zamykając oczy. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten cholerny strach do jazdy.
- Boisz się? - Zapytał Harry nieco ciszej, tak, że usłyszałam to tylko ja.
- Tak - odpowiedziałam równie cicho.
- Słusznie.
Jego odpowiedź w niszym mi nie pomogła. Można nawet powiedzieć, że pogorszył tym sytuację, w jakiej się znajdowałam.
Sekundy dłużyły się w nieskończoność. W końcu rozległ się głośny strzał i okrzyk brunetki z lokami ''go''. Harry od razu docisnął gazu. Gdyby nie pas, który nas łączył już dawno leżałabym na ziemi. Dziwiłam się, jak motor mógł to wytrzymać.
Harry jechał w przeraźliwym tępie. Mocno zacisnęłam palce na pasku, aby nie upijał mnie brzuch i aby przypadkiem nie odmówił posłuszeństwa. Pozostali zawodnicy byli tuż przy nas, ale Harry i tak był na prowadzeniu. Dotarliśmy do pierwszego zakrętu. Zacisnęłam powieki. Ta prędkość przyprawiała mnie o mdłości. Otworzyłam je na prawdę zdziwiona, kiedy zobaczyłam, że Harry zwalnia. Jechał łeb w łeb z zawodnikiem z czerwonym motorem. Wytatuowany mężczyzna jechał z blondynką, która na prawdę się świetnie bawiła. Ta to ma fajnie. Odnajduje przyjemność w tym całym cyrku. Byli zdziwieni całą sytuacją. Blondynka patrzyła na mnie pytająco. Harry podjechał bliżej nich. Tak blisko, że prawie stykali się kołami. Nagle Harry wyciągnął nogę w bok i wykorzystując całą swoją energię kopnął ich motor. Moje serce błyskawicznie stanęło, kiedy patrzyłam, jak kierowca traci równowagę w skutek czego ląduje na gruncie. Wytrzeszcyłam oczy.
- Boże, Harry, co ty robisz?! Dlaczego to zrobiłeś?!
Myślałam, że nie żyją, ale odetchnęłam z ulgą patrząc, jak się ruszają. Blondynka wstała i od razu rzuciła się do swojego chłopaka, który nie mógł wstać. W jej oczach kołysały się łzy. Kiedy łza spłynęła po moim policzku poczułam, że płaczę. Wtedy bez żadnych ogródek mogłam przyznać, że Harry to okrutny Skurwiel.
- Powinieneś się zatrzymać i im pomóc!
Krzyczałam w ogóle nie myśląc nad tym, jakie będą tego konsekwencje. Żeby zrobić mi na złość dodał gazu.
Zaraz po tym, jak rozległy się okrzyki i oklaski Harry zatrzymał swój motor. Był kompletnie niewzruszony tym, że wygrał. Zachowywał się tak, jakby wygrywanie w nielegalnym wyścigu motorowym było czymś zupełnie normalnym. Pięści i szczęka same zaciskały się ze złości widząc kogoś takiego. Harry to bezuczuciowy fiut, który cudownie całuje.
Poszedł gdzieś w tłum ludzi każąc mi zostać. Skrzyżowałam ręce na piersi stojąc przy jego motorze, którego podziwiało paru frajerów i czekałam, aż jaśnie pan się zjawi. Wzrokiem błądziłam po ludziach, którzy rozchodzili się po okolicy. Chciałam znaleźć ową blondynę i jej chłopaka. Musieli wrócić. W końcu napotkałam ich wzrokiem, a w moich oczach stanęły łzy, kiedy patrzyłam, jak dziewczyna podtrzymuje swojego chłopaka ramieniem. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja popatrzyłam na nią przepraszająco, mimo, że to nie była moja wina. W końcu wszyscy się rozeszli, a Harry pożegnał się z facetem, z którym dotychczas rozmawiał. Szedł pewnie w moją stronę. Postanowiłam strach odrzucić gdzieś na bok i wygarnąć mu jego okrutne zachowanie.
- Jesteś strasznym idiotą. Mogłeś ich zabić!
Harry popatrzył na mnie zdziwiony tym, że w ogóle się odezwałam.
- No i co z tego? - Wzruszył ramionami wkładając ręce do kieszeni spodni. Jego beztroskość sprawiała, że prawie szczerzyłam zęby ze złości.
- Więcej nigdzie z tobą nie jadę.
- To masz jak w banku. Kto by chciał jechać z takim upierdliwcem - powiedział mrużąc oczy i lustrując mnie wzrokiem.
- Ja jestem upierdliwcem?! Spójrz na siebie! Nic sobie nie robisz z tego, że go prawie zabiłeś! I jeszcze ci to sprawia przyjemność! Jesteś okropny!
Harry zachowywał się dziwnie spokojnie.
- Jak mówiłem, jesteś upierdliwcem, który nie pozwala się zabawić - powiedział zbliżając się do mnie.
- Aha, czyli grasz w grę na śmierć i życie, tak? Jesteś wielkim panem, który decyduje, kto ma żyć, a kto nie? Nigdy nie spotkałam gorszych ludzi od ciebie i twoich koleszków - mówiąc dźgnęłam go palcem w tors. Muszę przyznać, że byłam ogromnie zaskoczona twardością jego mięśni. - Jesteście siebie warci.
Harry'emu puściły nerwy. Uniósł dłoń, aby mnie udeżyć, ale w ostatniej chwili zacisnął ją w pięśc i opuścił.
- Zamknij się, bo podetnę ci gardło - powiedział to tak niskim tonem, że po raz pierwszy się przestraszyłam.
- Nie zrobisz tego.
Byłam tego pewna, bo jeśli chciałby mnie skrzywdzić zrobiłby to na początku naszej zaciętej dyskusji.
- Masz rację. I masz ogromne szczęście, że jesteś kobietą, bo aż mnie dłoń świerzbi, żeby to zrobić.
Wsiadł na motor przekręcając kluczyk w stacyjce. Co za cham! I co z tego, że nie jest damskim bokserem, skoro agresywnie odnosi się do mnie?
Motor ruszył, a Harry zaczął się oddalać.
- Hej! A co ze mną?! - Krzyknęłam nie wierząc, że tak po prostu chce mnie zostawić.
- Mówiłaś, że nigdzie już ze mną nie pojedziesz - krzyknął przez ramię, a ja usłyszałam jego arogancki śmiech.
- Wracaj tu!
Krzyknęłam, ale jego to nie wzruszyło. Zniknął na zakręcie. Odetchnęłam głęboko próbując uspokoić nabuzowane nerwy. To mi się po prostu w głowie nie mieściło, że on ot tak sobie pojechał zostawiając mnie na pastwę losu. Zaczęłam iść, ale mrok i cisza panująca w Detroit sprawiła, że po moim ciele przeszedł dreszcz strachu i osamotnienia.
Nagle usłyszałam ryk motora za sobą i gwałtownie się odwróciłam. Światła oślepiły mnie, dopóki motor nie stanął przy mnie. Musiał zatoczyć koło, aby zajechać tutaj od tyłu. Harry i ten jego arogancki uśmieszek widniały przed moją twarzą. Jezu, czy on musi być aż tak przystojny? Nie zasłużył na taką urodę.
- Zmieniłaś zdanie?
Fuknęłam zatrzymując sie przy nim i splatając ręce na piersi.
- Pozwolę ci wsiąźć, jeśli przeprosisz.
- Za co?
- Za wszystko, co przed chwilą powiedziałaś.
Odetchnęłam i aby nie brać wszystkiego na serio skrzyżowałam palce za plecami*.
- Przepraszam.
Harry posunął się bliżej kierownicy dając mi dostęp na jego motor, jednak nie ruszył. Odwrócił się do mnie.
- Myślisz, że nie wiem, że krzyżowałaś palce za plecami? To zabawne. Przeproś.
Westchnęłam głęboko.
- Przepra...
- Ale daj mi swoje dłonie - przerwał mi w połowie, wyciągając za siebie ręce.
- Chyba żartujesz - prychnęłam mu wprost do ucha.
Harry wzruszył ramionami.
- Spoko. Możesz sobie zrobić spacer.
Westchnęłam i chwyciłam jak zwykle gorące dłonie Harry'ego. Znowu poczułam coś elektryzującego spowodowanego jego dotykiem. Wolałam nie wiedzieć, co to jest, ale przez ''to coś'' prawie cała złość na Harry'ego mi minęła.
- Przepraszam. Ale to nie zmienia faktu, że jesteś skończonym idiotą. Bo tobie się wydaje, że skoro masz świetny motor, kupę szmalu i w dodatku jesteś przystojny to możesz wszystko.
Kiedy wydusiłam z siebie wszystko, co miałam na myśli błyskawicznie przyłożyłam dłoń do ust.
- Cholera. Teraz oboje jesteśmy idiotami. Stanowczo za dużo słów - powiedziałam sobie w myślach.
Harry nie mógł pochamować śmiechu. Odwrócił się ku mnie i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Czekaj, czekaj, bo chyba się przesłyszałem. Czy ty powiedziałaś, że jestem przystojny?
Miał jeszcze więcej powodów do śmiechu, kiedy moje policzki pokryły rumieńce. Byłam na niego gorzej niż wściekła. Najchętniej dałabym mu z pięści w tą jego piękną twarzyczkę.
- Myślałem, że jesteś nieśmiała, ale raczej grubo się myliłem. Odwrócił się do mnie i ostatni raz się zaśmiał, kiedy cicho pod nosem powiedziałam ''idiota''. Ja również byłam idiotką, ponieważ nie pomyślałam wtedy, że mialam szansę ucieczki.
*krzyżowanie palców - często tak robimy, gdy kłamiemy i chcemy uchronić się przed karą za to kłamstwo.
Zakończenie jest... Yyyy... Conajmniej dziwne i dziecinne, nie wiem, po co to pisałam, ale już trudno. Mam nadzieję, że się nie gniewacie za tą dziwną końcówkę (szczerze to sama się śmieję, gdy ją czytam XD) i że nie zanudziłam wydłużonym rozdziałem.
piątek, 6 września 2013
6. ''Pierwszy wyścig''
Szybko zaczęłam zakładać na siebie jakąś koszulkę i zdecydowanie za luźne spodnie, które gdyby nie pasek w ogóle nie trzymałyby mi się na biodrach. Nagła reakcja została spowodowana trzaśnięciem frontowych drzwi i wołaniem Harry'ego. Szukał Jake'a.
Kiedy byłam już ubrana usiadłam na łóżku i wyjęłam zza bluzki mały, srebrny krzyżyk, który przed chwilą spoczywał na moim dekolcie. Zaczęłam modlić się, aby nic się nie stało. Nerwowo obracałam krzyżyk w palcach. Wiedziałam, że już niedługo będę gnać z Harrym na motorze po mieście pewnie ze 120 km/h. Dotychczas przyspieszony oddech zaczął się uspokajać. Poczułam się... Lepiej. To działało jak magia.
Kiedy tylko drzwi się otworzyły natychmiast wrzuciłam krzyżyk za luźną bluzkę, a mój wzrok spoczął na blondynie z mnóstwem kolczyków na twarzy.
- Ruszaj się, mała. Jedziesz z Harrym - powiedział szorstko ''mój pan'', po czym wyszedł.
Odetchnęłam głęboko czując, że strach narasta. Zebrałam się w sobie i ruszyłam w kierunku drzwi. Przeszłam przez nie, a światło dochodzące z zawieszonego żyrandola oślepiło mnie na chwilę, lecz zaraz potem przyzwyczaiłam się do jasności. Jake poszedł na górę, natomiast Harry pewnie czekał na dworze. Wychodząc spojrzałam jeszcze na zegar wiszący na ścianie przy drzwiach. Wydawał przeraźliwe tykanie. Wskazywał godzinę 3:15. Kto tak późno organizuje wyścigi?
Kiedy znalazłam się już na dworze odetchnęłam zimnym i rześkim powietrzem. Światło dawały jedynie latarnie zamieszczone przy szerokiej ulicy. Żadnej żywej duszy, oprócz mnie i Harry'ego. Cudowną ciszę przerywał jedynie warkot silnika i serce, które szaleńczo tłukło się w mojej klatce. Harry siedział już na motorze czekając na mnie niecierpliwie. Nagle mnie olśniło. Przecież mam szansę ucieczki!
Już szykowałam się do biegu, jednak od razu wybiłam to sobie z głowy. Harry by mnie dogonił, jeszcze w dodatku ma motor. A jakby mnie dogonił to by mnie zamordował.
Zrezygnowana ruszyłam na przód. Kiedy stanęłam przy motorze Harry przesunął się, aby zrobić mi miejsce. Niechętnie usiadłam nerwowo bawiąc się palcami.
- Trzymaj się mnie mocno - poinstruował Harry. Nie do końca wiedziałam, gdzie mam przenieść ręce, więc umieściłam je na jego ramionach. Zaraz potem poczułam jego gorące ręce na swoich; przeniósł je na swój pas dając do zrozumienia, że umieściłam je w złym miejscu. Moja niewiedza na prawę zaczyna być denerwująca.
Silnik gwałtownie zawarczał, jednak motor nie ruszył. Harry przekręcił głowę w bok i zaśmiał się cicho.
- Nie aż tak mocno, nie mogę oddychać - powiedział śmiejąc się ochryple.
Zdałam sobie sprawę z tego, że obejmuję go za mocno, a to wszystko przez ten cholerny strach. Poluzowałam ucisk, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Zrobiło mi się trochę głupio. Motor ruszył. Jechał w zawrotnym tępie. Podczas jazdy mocno zacisnęłam powieki równie mocno obejmując go w pasie, jednak nie reagował już więcej. Jechaliśmy jakieś piętnaście minut (ja oczywiście nie zmieniałam swojej pozycji), a im bliżej byliśmy, tym bardziej się bałam. Nienawidziłam czuć tej adrenaliny. Odetchnęłam z ulgą i poluzowałam ucisk, kiedy motor zaczął zwalniać. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że wjeżdżamy na małą aleję, na której gromadziła się już grupka ludzi i kilka motorów. Byłam pewna, że Harry czuje na swoich plecach bicie mojego serca. Ludzie na nasz wjazd zareagowali bardzo różnie. Jedni zrobili przerażone miny, a jeszcze inni gwizdali i krzyczeli coś w tym stylu ''dawaj, Haz!''. Harry zatrzymał motor na starcie i wysiadł z niego. Zrobiłam to samo, co on. Obok nas stały jeszcze cztery motory i czterech uczestników ze swoimi dziewczynami. Domyśliłam się, że to są ich dziewczyny po tym, że całowały. Chyba, że to zwykłe zdziry.
Harry kręcił się w kółko. Był niespokojny. Zachowywał się jak dziecko, które czekało na odpakowanie prezentów znajdujących się pod choinką. To nie było zdenerwowanie, tylko podekscytowanie. Gwałtownie się odwrócił i stanął twarzą do mnie. Mogłam lepiej przyjrzeć się jego szmaragdowym tęczówkom, które iskrzyły się pod wpływem adrenaliny, którą pewnie czuł już w żyłach.
- Rób to, co ci mówię - powiedział stanowczo. Skinęłam głową.
Kiedy tylko to zrobiłam wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Stałam przy motorze, jak słup soli. Niektóre spojrzenia raziły na wylot moją duszę, niektóre po prostu się patrzyły.
- Styles! Nie spodziewałem się, że startujesz! Odwróciłam się w stronę dobiegającego dźwięku. Rozradowany mężczyzna podszedł do Harry'ego, któremu na twarzy już pojawił się grymas.
- Spierdalaj, Rush. Jeszcze nie zapomniałem, że wisisz mi kasę. Odetnę ci pewną część ciała, jeśli nie oddasz mi jej w tym tygodniu - powiedział spokojnie Harry.
Otworzyłam szerzej oczy. Trochę przeraziłam się wizją Harry'ego krzywdzącego drugiego człowieka. Myślałam, że jest inny, ale myliłam się.
- T-tydzień? Mogę prosić chociaż o dwa? - Zapytał piskliwym głosem ten cały Rush.
- Tydzień. Nie będę z tobą negocjować.
Rush odszedł, jednak widziałam, jak trzęsą mu się ręce.
Kiedy rozległ się pierwszy strzał Harry stanął na wprost mnie. Jego zielone tęczówki przenikały mnie na wylot. Nie znałam zasad tego wyścigu. Czekałam na jakieś wskazówki.
- Pocałuj mnie - powiedział Harry niskim tonem.
Kiedy tylko to usłyszałam zadławiłam się powietrzem i popatrzyłam na niego dziwnym spojrzeniem.
- C-co?
Rozejrzałam się po uczestnikach. Każda dziewczyna uczestnika zbliżała się do niego, aby zatopić w nim swoje zbotoksowane wargi. Przeniosłam przerażone spojżenie na Harry'ego, który wydawał się być niewzruszony.
- D-dlaczego? - Zapytałam przerażona.
Harry odetchnął głęboko, jakby coraz bardziej się niecierpliwił.
- Na tych wyścigach są pewne zasady. Mogą jechać tylko dziewczyny motorzystów. Musisz udawać, że jesteś moją dziewczyną, że nie zaciągnąłem cię tutaj siłą. Inaczej będzie źle.
Poczułam nieprzyjemny dreszcz przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa. To było niesprawiedliwe. Przecież zostałam zaciągnięta na ten wyścig. I miałam udowodnić, że tego chcę, co było zupełną nieprawdą. Miałam udowadniać kłamstwo.
- Ale przecież... - Zaczęłam, lecz Harry nie dał mi dokończyć.
- Po prostu to zrób.
Włożył ręce do kieszeni spodni nawet na chwilę nie odwracając wzroku od mojej twarzy.
- Nie umiem - powiedziałam cicho. Nigdy się nie całowałam, nigdy nie uprawiałam seksu i nigdy nie miałam chłopaka. Taka już byłam. Niby odważna, ale w tych sprawach byłam bardzo zacofana.
Harry wywrócił oczami i zaciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby.
- Ja pierdole - powiedział cicho i ujął moją twarz w dłonie. Zanim zdążyłam wyrazić jakikolwiek sprzeciw, albo swoją opinie wpił się zachłannie w moje usta.
Uhhh... Sory. Jedyne wytłumaczenie - brakus natchnienius i trochę dziiiwne zakończenie.
Naaaprawdę sory, wiem, że nie tego się spodziewałyście :(
Ale i tak chcę poznać waszą opinię.