sobota, 12 grudnia 2015

wtorek, 26 sierpnia 2014

17.

- Gówno prawda - odparłam sucho. Nie mam pojęcia, skąd we mnie tyle odwagi.
- Co? - Chłopak zatrzymał się i zmarszczył brwi.
- Gówno prawda. Nie jest ci przykro.
Między nami zawisła cisza, nie byłam pewna czy niezręczna, nie obchodziło mnie to. Miałam dosyć tego całego ogółu, ignorowania mnie i kłamstw.
- Dlaczego tak w ogóle mnie ratowałeś? Widać, że jestem dla ciebie tylko kłopotem - mówiłam, coraz bardziej się irytując. Już nie było mi przykro, po prostu robiłam się wściekła.
Chłopak otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie uleciał z nich żaden dźwięk. Popatrzył w górę, by po chwili zamknąć oczy i znów na mnie spojrzeć.
No dalej, powiedz coś.
- Masz rację. Gówno prawda, nie przejąłem się tym za bardzo. Możesz robić co chcesz, masz dach nad głową, jedzenie i własny pokój. Mogłaś nadal gnić w tej jebanej piwnicy, pewnie już z trzy razy zgwałcona przez Jake'a.
Nie mogłam nic na to poradzić, że łzy mimowolnie popłynęły po moich policzkach. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego, że mógłby mi kiedykolwiek powiedzieć takie rzeczy. To zabolało i świadomość, że teraz nie mam już praktycznie nikogo boli jeszcze bardziej. Miałam wrażenie, że jego słowa odbijają się echem po całym domu i słyszę je w kółko i w kółko. Oddychał głęboko, a jego oczy ciskały pioruny w moją stronę. Wiedziałam, że by mnie nie uderzył, ale samo przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu sprawiało mi większy ból.
Więc po prostu się poddałam - zaczęłam się wycofywać do pokoju gościnnego, aktualnie jedynego mojego cichego kącika w tym domu. Zamknęłam drzwi, nie patrząc na jego reakcję, bo chciałam już cały ten dzień mieć za sobą i najzwyczajniej odpłynąć. Usiadłam na skraju łóżka, opierając się o ścianę i oparłam łokcie na kolanach, chowając twarz w dłoniach i mocno przygryzając wargę, żeby tylko się rozpłakać. Do cholery, nie mogę być taka słaba.
Całe moje nastawienie zostało zrujnowane, gdy po kilkunastu minutach, może po godzinie drzwi pokoju otworzyły się bez żadnego pukania. Kątem oka spostrzegłam tylko nogi odziane w czarne, wąskie rurki.
- Ja... Po prostu jestem zmęczony. Kurewsko zmęczony.
Lekko przechyliłam głowę w jego stronę, ale nie powiedziałam ani słowa. Zwyczajnie nie wiedziałam, jak się odezwać. W głowie cały czas echem odbijały mi się jego słowa, jak mówił te wszystkie rzeczy.
- Nie za bardzo myślałem nad tym, co mówiłem. Przepraszam, okej? - Powiedział trochę głośniej niż przed chwilą, ale wciąż mówił cicho.
- Nie jestem zła - odpowiedziałam półszeptem i spojrzałam na niego w ciemności.
Po części skłamałam, ale nie mogłam być na niego zła, bo w większości miał rację. Siedziałam u niego, miałam praktycznie wszystko i jeszcze wybrzydzałam. Jednak z drugiej strony nie będę mówiła o tym, jak bardzo niezręczne były te nasze poranne "rozmowy".
Chłopak podszedł do komody, zapalił małą lampkę i zwrócił się w stronę fotela w rogu pokoju. Przetarł oczy, zanim usiadł. Widać, że był zmęczony.
- Powinniśmy porozmawiać - powiedziałam pewnie i otarłam oczy.
Zdałam sobie sprawę, że nie miałam na sobie makijażu od długiego czasu i codziennie straszę Harry'ego i innych ludzi, jeśli wychodzę, ale to naprawdę nieistotna rzecz.
- Powinniśmy - potwierdził i oparł się plecami o siedzenie.
- Wydaje mi się... Muszę pojechać do hotelu, w którym mieszkałam z Vanessą. Mam tam wszystkie moje rzeczy, a pracownicy pewnie zauważyli... O mój Boże, Harry, zdajesz sobie sprawę, że mogę być poszukiwana? - wytrzeszczyłam na niego oczy, ale on się nawet nie poruszył.
Wszystko składa się w całość. Jeśli znaleźli Vanessę, pewnie już zidentyfikowali, kim była. Policja zapewne powiadomiła jej rodziców i przy tym powiedziała moim własnym o moim zaginięciu.
- Nie jesteś.
- Jak to? Przecież musieli coś zauważyć!
- Jake dowiedział się, skąd jesteś. Załatwił wszystko.
Przez moment wpatrywałam się w niego tępo, nie wiedząc, co powiedzieć. Ani na moment nie przerywaliśmy kontaktu wzrokowego. Żałuję, że tak późno doszło do tej rozmowy i dopiero teraz się o wszystkim dowiedziałam.
- Co z moimi rzeczami?
Harry odwrócił spojrzenie.
- Dokumenty? Gdzie to wszystko jest?
- Dokumenty są w moim samochodzie, a rzeczy



czy mozna bardziej popieprzyc fanfiction? czytam to wszystko jeszcze raz, a fabula wyraznie nie ma przyszłości

poniedziałek, 14 lipca 2014

16. "Przykro mi"



Każdy następny dzień tygodnia był rutyną. Wstawałam przed dziewiątą, wykonywałam krótkie poranne czynności, szłam do kuchni, gdzie Harry czekał już ze śniadaniem, lub samo śniadanie czekało na mnie bez Harry’ego. Nie miałam pojęcia, skąd wzięło się w nim tyle zaufania, żeby zostawiać mnie na cały dzień samą w domu, ale ceniłam go za to. W gruncie rzeczy nie miałam nic innego do roboty niż spacery, szukanie pracy w gazetach i na laptop topie Harry’ego (której przez cały czas nie było) i oglądanie telewizji. Brunet miał jeszcze PlayStation, ale bałam się go włączać w razie gdybym coś przestawiła albo zepsuła. Mieszkając jeszcze w Londynie, zdarzało mi się grać z kuzynem w FIFA lub jeszcze jakieś inne, których nazw nie zdołałam zapamiętać. Jedyne co wiem, to że konsole do gier są idealne, jeśli chodzi o zabicie czasu. Niestety nigdy nie miałam odwagi zapytać Harry’ego, czy mogę ją włączyć. W sumie nawet nie miałam okazji przez ciągłe nieobecności chłopaka.
Nie raz pojawiła mi się również chęć zajrzenia do jego sypialni i gdy już trzymałam klamkę i przyciskałam ją w dół, zawsze okazywała się być zamknięta. Widocznie Harry’emu zależało na tym, bym nie dowiedziała się, co w niej jest i nie przyszło mi do głowy grzebanie po szafkach. Byłam wdzięczna chłopakowi za dach nad głową i świetne warunki mieszkania, ale w pewnym sensie nienawidziłam jego obojętności w stosunku do mnie. Potrzebowałam czyjegoś kontaktu akurat wtedy, gdy on znikał i nie było go do późnej nocy. Kilka razy czekałam na niego i widziałam, jak wchodzi do domu, przeciera oczy lub przeczesuje włosy w geście zmęczenia. Mimo wszystko jeszcze ani razu nie wyszłam z ukrycia, tylko byłam „cichym graczem”, chowając się za ścianą albo drzwiami. Rozmawiać również prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Jedynie podczas śniadania wymienialiśmy parę zdań; chłopak pytał mnie o samopoczucie, czy czegoś nie potrzebuję i tego typu bzdury. Wydawało mi się, że on po prostu nie miał pomysłu na nawiązanie rozmowy, podczas gdy ja chciałam go zasypać setkami pytań, na przykład co robi całymi dniami, czemu zawsze jest taki zmęczony, czy może mi opowiedzieć o sobie, bo w gruncie rzeczy wcale go nie znałam. Cały czas miałam jednak świadomość charakteru chłopaka. Wiedziałam, że by mnie nie uderzył i pewnie nie nakrzyczał, ale w tych momentach przypominało mi się jego zachowanie z naszego, wspólnego wyścigu. Gnał jak szalony, nie patrząc czy kogoś krzywdzi. Miałam nawet wrażenie, że czerpał małą przyjemność z czyjegoś bólu i to mnie właśnie przerażało. Był dziwny. Raz troskliwy, raz obojętny, raz smutny, raz rozbawiony, raz bezuczuciowy.
Był już wieczór, około godziny siódmej i leżałam na sofie w salonie, myśląc o mamie co w tej chwili może robić. Wiedziała, że i tak do niej nie zadzwonię i utracimy kontakt ze względu na drogie połączenia telefoniczne. Zastanawiałam się, czy wiadomość o śmierci Vanessy i o tamtym wyścigu trafiła do Londynu, a rodzice zamartwiali się na śmierć, co się ze mną stało. Kiedy tak myślałam o rodzicach i przyjaciółce, moje oczy coraz bardziej piekły, a łzy coraz szybciej spływały i tak było za każdym razem, każdego wieczoru, gdy zostawałam sama z moimi myślami i nie miałam się z kim nimi podzielić i nie było nikogo, kto mógłby mnie przytulić i pocieszyć. To bolało.
Nie powiem, zdziwiłam się, gdy godzinę później usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku od drzwi wejściowych. Szybko zerwałam się, otarłam oczy i ułożyłam rozczochrane włosy nie wiedząc, czy mam do niego podejść i go przywitać, czy może wrócić do pokoju, który przez jakiś czas miał pełnić rolę mojej własnej sypialni. Ostatecznie zdecydowałam się na pierwszą opcję, bo cholernie potrzebowałam z kimś kontaktu i świadomości, że nadal potrafię prowadzić rozmowę. Stanęłam u końca korytarzu i obserwowałam, jak jeszcze przy zgaszonym świetle chłopak zdejmuje buty. Ręce pociły mi się w niezręczności i zdenerwowaniu, gdy chłopak szedł w moją stronę ze spuszczoną głową i w dalszym ciągu mnie nie zauważał. Stanął parę metrów przede mną i włączył światło.
- O Boże, Clair – powiedział trochę wystraszony i zamknął oczy, wzdychając cicho by się uspokoić. – Czemu nie śpisz?
- Jest dopiero ósma – odparłam cicho, nie spuszczając z niego wzroku.
- Oh.
To wszystko. Odparł i mnie wyminął, kierując się w stronę kuchni. Poszłam za nim i stanęłam w drzwiach pomieszczenia obserwując, jak nalewa sobie wody do szklanki, upija trochę, po czym wylewa do zlewu, opierając się dwoma rękoma o blat.
- Porozmawiaj ze mną, Harry.
Mój oddech stał się szybszy w obawie o jego dalszą reakcję, ale przecież nie mógł mi zrobić żadnej krzywdy za to, że poprosiłam go o to. To by było nienormalne.
- O czym? – Przekręcił odrobinę głowę, jednak nadal nie widziałam jego twarzy w całej okazałości.
- O czymkolwiek, opowiedz mi o sobie. Ja cię w ogóle nie znam!
O Boże, jakie to było głupie. Chłopak prychnął i odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie kpiąco.
- Opowiedzieć o sobie? Wypracowanie piszesz? I owszem, znasz mnie. Jestem Harry Styles i lubię się ścigać. To wszystko, co powinnaś wiedzieć.
Patrzyłam na niego z otwartymi ustami, gdy mnie wymijał i kierował się w stronę swojej sypialni. O nie, nie zamierzałam kończyć tej rozmowy w ten sposób, nawet jeśli wyszłam na pustą blondynkę.
- Poczekaj, do cholery! – Krzyknęłam błagalnie, odwracając się w jego stronę.
Nadal stałam w miejscu i pilnowałam, aby nie załamać się w sobie i nie pobiec do pokoju z płaczem. Chłopak odwrócił się obojętnie i dopiero po chwili zmarszczył brwi.
- Płakałaś? – Zapytał cicho i tym razem to on mi się uważnie przeglądał, kiedy ja wywracałam oczami i zaczesywałam w zdenerwowaniu włosy.
- Całymi dniami siedzę tu, tylko ja i telewizor, staram się o pracę, ale nic się nie dzieje. Tęsknię za rodziną i martwię się o to, co zrobili z ciałem przyjaciółki. Nie mam z kim rozmawiać i czuję, że wariuję, a niedługo będzie mi potrzebny psychiatra! W dodatku boję się, że Jake, Sam i Robert mogą mnie znaleźć, zabić albo Bóg wie, co jeszcze zrobić! Nie wytrzymuję już, nie mam dłużej siły…
Przerwałam, bo mój głos zaczął niebezpiecznie drżeć. Zaciskałam mocno pięści , chcąc dać minimalny upust emocjom, ale oczywiście nic nie dawało. Chłopak zastygł w miejscu.
- Przykro mi – odparł bez wyrazu, po czym zaczął odchodzić.
Łzy spływały po mojej twarzy, mieszając się z łkaniem. Chciałam umrzeć.