czwartek, 24 października 2013

13. ''Nie skrzywdzę cię''

Siedziałam na łóżku podkurczając nogi pod samą brodę próbując jakoś zapomnieć o panującym wokół mnie zimnie. W pokoju panował mrok. Wydawało mi się, że jest już dawno po drugiej. Dokładnie trzy dni minęły od incydentu z Harrym. Od tamtej pory nie widziałam go na oczy. Od tamtej pory ani razu nie wyszłam ze swojego ''schronu'', którym był ten pokój i ani razu nie usłyszałam wywoływania mojego imienia. Byłam wygłodniała, ponieważ przez te trzy dni nie dostałam nic do jedzenia. Nigdy nie czułam się taka bezsilna i osłabiona. Czułam, że niewiele jeszcze zdołam wytrzymać. Mój stan zaczynał się pogarszać. Rany nie chciały się goić, siniaki nie bladły, wręcz przeciwnie. Całe moje ciało wyglądało jeszcze gorzej, niż przedtem. Jedyne, czego pragnęłam to móc zamknąć oczy, a gdy je otworzę znów być w swoim starym pokoiku, który mieścił się na piętrze w domu moich rodziców. Wtedy żyłam beztrosko, nie liczyłam się z tym, że w ciągu jednego dnia stracę wszystko. Jednak bałam się choćby zmrużyć oczy, bo to spowodowałoby kolejny koszmar, w którym znowu nawiedziłby mnie Harry. To zaczynało się stawać chore. W każdym śnie Harry grał rolę bohatera, którym tak na prawdę nawet po części nie był. Jednak może się myliłam?
Oczy miałam wilgotne i podpuchnięte od płaczu. Co chwilę kilka łez ulatywało z moich oczu znacząc drobne, mokre dróżki. Po prostu chciałam umrzeć, żeby nie odczuwać żadnego cierpienia, tęsknoty, ani pustki.
Godziny dłużyły się, a ja nie zmieniałam swojej pozycji. Jedyna zmiana, jaka zaszła przez ten czas to światło dnia, które zaczęło przelewać się do moich czterech ścian. Nie mogłam już dłużej się opierać. Nie dałam rady powstrzymać opadających powiek, za którymi od razu ujrzałam postać Harry'ego. Nie zdążyłam ich otworzyć, kiedy mój wzrok zasnuł się ciemną mgłą powodując odpłynięcie w nieświadomość.
Kiedy otworzyłam oczy w pokoju panował już mrok. Przespałam cały dzień. Czułam się nieco lepiej, jednak sytuacja niewiele się poprawiła biorąc pod uwagę mój głód. Kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej momentalnie zakręciło mi się w głowie, co spowodowało powrócenie do poprzedniej pozycji. Wydawało mi się, że wstawanie nie miało najmniejszego sensu. Spowodowałoby to tylko nową falę bólu przelewającą się przez moje ciało. Leżałam więc osłabiona, głodna, spragniona i cała obolała czekając na śmierć. Tak, na śmierć. Bo niby na co? Na jakiegoś pierdolonego księcia, który wybawiłby mnie z tego horroru? Może liczyłam na Harry'ego?
Zacisnęłam powieki nieskłonna już do oddawania łez. Przekręciłam głowę na bok, a kiedy otworzyłam oczy moje ciało przeszedł potężny dreszcz przerażenia i obezwładnienia. Przy drzwiach pokoju stał Jake uśmiechając się bezszczelnie w moją stronę. Nie wiedziałam, co ten uśmiech może oznaczać, nie wliczając kłopotów. Dlaczego nie może mnie zostawić i pozwolić umrzeć?
Zaczął się zbliżać zaraz po zamknięciu za sobą drzwi. Wiedziałam, że nie powinnam tak bezczynnie leżeć, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Był coraz bliżej, a ja chcąc za wszelką cenę uniknąć wzrokowego kontaktu z jego czekoladowymi tęczówkami ciskającymi we mnie pioruny nieznanego mi uczucia ponownie zacisnęłam powieki i przekręciłam głowę.
- Witaj, Clair - powiedział... Dziwnie niskim tonem.
Aha. Po raz pierwszy nie nazwał mnie suką, lub dziwką. Skąd u niego ta uprzejmość?
- Mam dla ciebie propozycję... Chociaż to raczej nie jest propozycja, ponieważ nie masz wyboru - powiedział tym samym niskim, nietypowym dla niego tonem głosu. Gdyby dołączyła do niego jeszcze chrypka przypominałby mi Harry'ego. - A mianowicie jedna, pieprzona noc.
Gwałtownie otworzyłam swoje oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej posuwając się na koniec łóżka, kiedy poczułam, jak palce Jake'a poczęły odpinać pierwsze guziki mojej koszuli. Nagle moje ciało odzyskało część utraconej energii. Strzepnęłam ręce Jake'a, kiedy ten ponownie chciał się zabrać za odpinanie guzików. W rezultacie zaśmiał się obniżonym głosem, który doprowadzał mnie do szału. Zbliżał się, a ja całym swoim drobnym ciałem przylgnęłam do ściany chcąc zwiększyć dystans pomiędzy nami. Ponownie wyciągnął w moim kierunku swoje lepkie łapska i powiódł je do w połowie rozpiętej już koszuli. Zanim zdążył zacisnąć moje nadgarstki usunęłam się spod niego i stanęłam na podłodze nie wiedząc gdzie mam uciec. Serce w mojej klatce tłukło się jak szalone.
Nie. To nie może się stać. On nie może mi tego zrobić.
Moje oczy ponownie wypełniły się ciepłymi łzami przesłaniając widok napastnika zbliżającego się do mnie. Z jego oczu uleciało rozbawienie, kiedy zaczęłam się wycofywać do tyłu. Torował mi drogę do drzwi, nie mogłam uciec.
- Jesteś słaba. Bardzo słaba. Jesteś chujowym śmieciem. Do niczego się już nie nadajesz, można cię jedynie wyruchać i zabić. Wiesz, jak się nazywają takie kobiety?
Każde słowo było niczym kolec wbity w moje serce i zadawało identyczny ból. Opuściłam ręce, które dotychczas układały się w geście obronnym, a moje policzki stały się wilgotne przez łzy. Podszedł do mnie bliżej i pochylił głowę nad moim uchem.
- Jesteś szmatą. Przychodząc na tamte wyścigi spierdoliłaś sobie życie. Ale chyba już to wiesz, prawda Clair? - Zapytał retorycznie i odsunął się nieco, aby móc stanąć naprzeciw mnie.
W jednym momencie poczułam się, jak najgrzeszniejszy człowiek na ziemi, który otrzymał karę piekła. Czułam się śmieciem. Nikim.
- A teraz nie ruszaj się. Pójdzie szybko - powiedział i przeniósł dłonie na moje biodra. Odskoczyłam jakby poparzył mnie ogniem. Co z tego, że czułam się jak śmieć? Nie dam się zgwałcić.
Uciekłam na drugi koniec pokoju nie wiedząc do dalej zrobić. Zbliżał się, a z wyrazu jego twarzy można było wyczytać, że nie był zadowolony moim postępowaniem. Nie miałam siły, aby się bronić, ani aby jakkolwiek atakować. Kiedy zatrzymał się na tyle blisko, że mógł mnie dotknąć moje serce stanęło w miejscu. Upadłam od razu na ziemię po otrzymaniu ciosu w brzuch. Moje ciało zwinęło się z bólu, a jednocześnie z moich oczu uleciało kilka łez.
- Proszę... - Wyłkałam cicho, kiedy drugi raz mnie kopnął w to samo miejsce. Mój głos był zagłuszony, nie mogłam złapać oddechu.
- Czego chcesz, Clair? Powiedz, kurwa, czego chcesz - powiedział tym samym niskim tonem. - Jesteś pierdoloną pizdą.

[Harry]

Szybko pokonałem dystans, jaki dzielił mój samochód od domu Jake'a chcąc uniknąć jakiegokolwiek bliższego spotkania z kroplami wody spadającymi z nieba. O dziwo drzwi były zamknięte. Zadzwoniłem kilka razy, ale nikt nie otwierał. Podszedłem nieco bliżej do drzwi. Z tej odległości mogłem już usłyszeć osłabione krzyki kobiety.
Clair.
Kurwa, Clair.
Nie zastanawiając się dłużej zacząłem walić w drewniane drzwi chcąc je jakoś wywarzyć. Przyjechałem za późno. Jake robi jej krzywdę. Przyjechałem tu właśnie po to, aby ją zabrać, a jeśli nie byłoby innego wyjścia to przekupić. To chore, ale to byłoby jedyne rozwiązanie. Zachwiałem się, kiedy drzwi ustąpiły, jednak od razu złapałem równowagę i zacząłem kierować się za źródłem kobiecego głosu, który przyprawiał mnie o dreszcze. Czułem się winny. Poczucie winny wypełniało mnie całego, od stóp do głów. To przeze mnie teraz cierpi. Mogłem przedtem coś zrobić, ale stchórzyłem.
No gratulacje, Harry. Największy i najbardziej popierdolony tchórz w tym chujowym mieście. Bądź z siebie dumny, Styles.
Drzwi całe szczęście ustąpiły, kiedy nacisnąłem na klamkę. Widok, który zobaczyłem za nimi spowodował mimowolne wstrzymanie mojego oddechu, a do poczucia winy dorzucił się żal. Mała, drobna kobieta leżała zwinięta w kłębek na podłodze, bez koszulki, w większości pobrudzona krwią. Ta kobieta, która spowodowała uśmiech na moich ustach podczas naszego pierwszego wspólnego wyścigu. Ta kobieta, która teraz zapewne cholernie się mnie boi i bierze za potwora. Nie czekając dłużej ruszyłem w kierunku Jake'a, który oderwał się od swojej ofiary i patrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
- Co za skurwysyn bije kobietę?! - Krzyknąłem zaraz po tym zadając mu cios w plecy powodujący przygwożdżenie do ziemi.
Nie miałem zamiaru się powstrzymywać. Nie wiem nawet, czy dałbym radę. Musiał ponieść karę za te wszystkie niewolnice, które niczym sobie nie zasługując stały się jego ofiarami. Nawet osoba, która mu zaufała i która go kochała - Jade.
Kopałem go, biłem, mimo, że już stracił przytomność. Chciałem, aby poczuł się, jak te jego wszystkie niewolnice, chciałem, aby jak najbardziej cierpiał i poniósł za to wszystko konsekwencje. Wpadłem w trans. Nie mogłem opanować rąk, które regularnie zadawały ciosy w różne częsci jego ciała powodując zaczerwienienia, a nawet wylewy krwi. Jeszcze trochę, a go zabiję.
- H-Harry...
Jej cichutki głos odbił się po pokoju. Zaprzestałem bicia Jake'a. Zupełnie o niej zapomniałem. Odwróciłem się w jej stronę, a serce ścisnęło mi się z bólu. Siedziała w kącie zwinięta w kłębek. Jej ciało drżało z zimna i przerażenia. Oczy miała szeroko otwarte, z jej wargi sączyła się krew. Z jej oczu nieustannie spływały łzy. Zapanowała cisza, która przerywana była tylko jej łkaniem. Wpatrywałem się w jej błękitne, pełne przerażenia oczy nie wiedząc, jak mam się zachować. Nie chciałem jej jeszcze bardziej przestraszyć. Powoli kierowałem się w jej stronę, na co ona przylgnęła całym ciałem do ściany i zakryła twarz w dłoniach. Mój widok został zamazany kroplami łez formujących się już w moich oczach. Zamrugałem kilka razy nie chcąc ich uwolnić.
- Clair...
Przykucnąłem przy niej, a gdy chciałem unieść rękę ona zaczęła się bronić i mnie odpychać.
- Zostaw mnie! - Krzyknęła ostatkiem sił i wybuchnęła niekontrolowanym płaczem.
Bała się mnie, nawet ślepy by to zauważył.
- Clair, uspokój się - powiedziałem najciszej jak mogłem chwytając w dłonie jej obolałe nadgarstki. Spojrzała na mnie głębią swoich niebieskich oczu okazując w ten sposób swoje przerażenie. - Nie skrzywdzę cię. Nigdy nie chciałem tego zrobić...
Jej oddech zaczął się uspokajać. Uwolniłem jej dłonie, którymi ponownie zakryła twarz. Zdjąłem z siebie bluzę i owinąłem jej obnażone, drobne ciało nie chcąc, aby zimno panujące na dworze pogorszyło jej stan. Wzdrygnęła się w odpowiedzi na mój dotyk. Dokładniej otuliłem ją ubraniem i powoli wsunąłem jedną rękę pod jej kolana, a drugą położyłem przy podstawie pleców. Z łatwością ją uniosłem, co mnie trochę przeraziło. Była niewiarygodnie wychudzona. Wyszedłem z domu z Clair na rękach.
- Dziękuję - usłyszałem jej cichy głosik, po czym poczułem jak bardziej wtula się w moje ciało.
Moje oczy otwarły się szerzej. Byłem zaskoczony jej zachowaniem.
- A ja przepraszam...

No więc ja (idąc śladami Harry'ego) również chciałabym przeprosić za to, że tak długo nic nie dodawałam. Rozdział wyszedł tak, a nie inaczej, bo mam kryzys :/
Finałowa 13-stka :) czekałam na nią od początku i w chuj cieszę się, że mam już to za sobą :)
W następnym rozdziale (lub poście) będzie mała niespodzianka, albo informacja, nazwijcie to jak chcecie.
No i oczywiście dziękuję za komentarze <3
BIG LOVE

czwartek, 10 października 2013

12. ''Anioł''

Nie mogłam z siebie wydać żadnego słowa. Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy Harry trącił moją rękę nakazując w ten sposób, abym zaczęła iść. Bałam się przebywać blisko jego osoby. Właśnie przed chwilą zademonstrował, jak bardzo potrafi być niebezpieczny. Po chwili znajdowałam się w ciepłym wnętrzu samochodu siedząc obok Harry'ego. Nie mogłam uspokoić oddechu wiedząc, że jeszcze nie zdążył do końca ochłonąć po incydencie, który wydarzył się przed chwilą, a złość nie zdążyła jeszcze całkowicie opuścić jego ciała. Mógł mi wyrządzić krzywdę w każdej chwili, a nawet zabić, jeśliby chciał. Mój sen o Harrym - bohaterze - poszedł w zapomnienie. Wyimaginowany chłopak z mojej wyobraźni okazał się bezuczuciowym przestępcą.
Jechaliśmy w ciszy. Bałam się go zapytać o to, jaką osobę miał na myśli mówiąc ''trzymaj się od niej z daleka''. To na pewno nie chodziło o mnie. Harry najwyraźniej miał powód, aby pobić mężczyznę, którym była jakaś kobieta, lub dziewczyna.
- Kogo miałeś na myśli odzywając się do tego mężczyzny? - Wypaliłam, zanim zdążyłam rozważyć każde ''za'' i ''przeciw''.
Byłam wręcz przerażona moją odwagą, która w tamtym momencie była mi najmniej potrzebna. Widziałam, jak jego zakrwawione palce mocniej zaciskają się na kierownicy.
- Nie powinno cię to obchodzić - wycedził przez zaciśnięte zęby tępo patrząc na drogę.
Chłód w jego głosie spowodował dreszcze na każdym centymetrze mojego ciała. Naturalna zieleń jego oczu przeszyta była ciemniejszą, która zawładnęła jego oczami. Znowu. Oparłam głowę o szybę czując jednocześnie bezbronność, przerażenie i smutek.
Byłam zdziwiona, kiedy usłyszałam ciche westchnięcie Harry'ego.
- Moją siostrę - powiedział cicho nie spuszczając wzroku z drogi ciągnącej się przed samochodem.
Moje źrenice diametralnie się powiększyły. Jednocześnie byłam zszokowana tym, co przed chwilą usłyszałam. Harry ma siostrę. Ma siostrę, której broni. Ma siostrę, którą zapewne kocha.

* * * 

Po dotarciu do ''domu'' nie zostało mi nic innego, jak umyć się i pójść spać. Harry pojechał do siebie, a ja prawdopodobnie zostałam sama. Moje ciało opadało z sił, których ostatnimi czasy brakowało mi najbardziej. Po lodowatym prysznicu, który odrobinę mnie ocucił udałam się do łóżka starannie okrywając prześcieradłem. Mimo małej sprawności fizycznej i całkowitego wykończenia mój umysł działał na pełnych obrotach, co wywoływało tysiąc myśli napływających do mojej głowy. Każda z nich dotyczyła jednego pytania - co dalej?
Rozmyślając tak nad planem ucieczki, który zapewne nigdy się nie powiedzie moje powieki stawały się coraz cięższe. Po chwili znalazłam się już daleko, poza światem rzeczywistym.

Zimno kuło nieprzyjemnie moją skórę na plecach. Całym ciałem przylgnęłam do zimnego muru, aby jeszcze bardziej zwiększyć dystans pomiędzy mną, a ową postacią, której twarzy nie mogłam dostrzec. Mrok spowił całe, nieznane mi otoczenie, w którym się znajdowałam. Im bliżej mnie była postać, tym dokładniej czułam zimno, które jakby przenikało moje ciało. Z moich ust wydobywały się obłoczki mgły; stawały się one coraz częstsze, gdyż mój oddech przyspieszył do granic możliwości. Postać stanęła na wprost mnie, a zimno powodowało u mnie wręcz fizyczny ból. Półmrok pozwolił mi dostrzec tylko parę czekoladowych oczu, które przeszywał błysk wściekłości. Moje usta niezwłocznie zaczęły wywoływać imię Harry'ego. Nie mogłam nad tym panować. Miałam odczucie, jakbym przyglądała się całej sytuacji z boku, jakby to ktoś inny wołał imię chłopaka ze szmaragdowymi oczami.
- Dlaczego go wołasz, skarbie? Przecież on jest niebezpieczny - powiedział głos, z którym zdążyłam się zaznajomić w ciągu kilka dni.
Echem odbijał się po mojej głowie sprawiając, że przeszył ją straszliwy ból. Delikatnie przejechał wierzchem dłoni po moim policzku, na którym momentalnie poczułam rozdzierający ból. Dotyk ten był niczym żyletka wbita głęboko w skórę. Jego obecność, głos, dotyk powodował u mnie tylko i wyłącznie ból. Nie myślałam nad ucieczką. Nie miałam gdzie. Z moich ust wydobywało się jedynie jego imię.
- Oj, nie rób tego, Clair - ponownie w moich uszach zadźwięczał jego drażliwy głos.
Uniósł swoją dłoń na wysokość mojej talii. Moja klatka piersiowa zaczęła w zawrotnym tempie podnosić się i opadać. Z moich ust wydobyło się głośne krzyknięcie, kiedy całą swoją dłonią przyległ do mojego brzucha. Z oczu zaczęły spływać łzy, jedna po drugiej, znacząc za sobą wilgotne ślady. Pomiędzy moje krzyki wmieszało się jego imię.
- Harry...
Mój płaczliwy głos zadźwięczał w tym dziwnym, mrocznym miejscu, gdy Jake odsunął swoją rękę. Przymknęłam powieki, a łzy które przez ten czas kołysały się na moich rzęsach spłynęły w dół twarzy znacząc cienkie stróżki. Gdy ponownie je otworzyłam spojrzałam na podrażnione miejsce.
Ono nie było podrażnione. Było martwe. Na moim brzuchu widziałam dokładny zarys ręki Jake'a, skóra w tym miejscu była martwa. Nawet nie blada, po prostu biała. Zamarzła do granic możliwości.
Zacisnęłam szczękę, gdy Jake ponownie chciał unieść rękę. Powieki mimowolnie opadły, nie chciałam tego widzieć drugi raz. Widzieć, jak mnie niszczy.
Nagle usłyszałam głośny huk. Całe zimno gdzieś się rozpłynęło, jak za machnięciem różdżki, a zastąpiło go przyjemne ciepło, którego tak bardzo mi brakowało. Powoli otwierałam oczy. Mrok pozostał taki sam, jak przedtem, jednak nie wydawał się on już być taki przerażający. Otaczała mnie ciepła aura, która pieściła moje ciało i sprawiała, że czułam się... Niewiarygodnie dobrze. Mój wzrok spoczął na ciemnej posturze, która utrzymywała pomiędzy nami kilkucentymetrowy dystans. Ciemności pozwoliły mi dostrzec niektóre detale jego pięknego ciała. Jego krystalicznie zielone oczy skierowane prosto na mnie. Czekoladowe, kręcone włosy opadające na czoło, malinowe usta. To nie mógł być nikt inny, jak anioł. Anioł, któremu brakowało skrzydeł i aureoli.
Bałam się go dotknąć. Bałam się, że jeśli ludzka ręka będzie próbowała go dotknąć on po prostu zniknie.
Powoli podszedł do mnie jeszcze bliżej powodując tylko szybsze bicie mojego serca. Ręką sięgnął do martwej skóry i przyłożył ją na zranione miejsce. Jego dotyk koił je. Mógł uleczyć każdą moją ranę, sprawić, abym zapomniała o każdej wyrządzonej mi krzywdzie. To nie mógł być człowiek.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział tym samym niskim i ochrypłym głosem, od którego zaczynałam się uzależniać. - Ze mną jesteś bezpieczna.
Ufałam mu. Wierzyłam, że w każdym jego słowie jest prawda. Moje serce zabiło znacznie szybciej, kiedy delikatnie objął moją twarz i otarł łzy z policzków uśmiechając się pocieszająco. Powoli przybliżył swoją twarz i musnął moje ochłodzone wargi swoimi ciepłymi. Jego ramiona otuliły mnie szczelnie zapewniając bezpieczeństwo i miłość już do końca.

______________________________________________________________
MAŁE INFO
PRZECZYTAJ

Może zacznę od tego, że przepraszam, że taki krótki, ale w zamian za to następny pojawi się niedługo.
Trochę sobie pofantazjowałam i chyba przegięłam z tym snem...
Jeśli Was zawiodłam, to najmocniej przepraszam! Jestem na etapie ''pisanie bez weny'' ;(
Chodzi mi o to, że komentarzy jest coraz mniej i wydaje mi się, że gorzej piszę. Ja widzę, ile jest dziennie wyświetleń, a widząc, że nikt nie komentuje to myślę sobie pewnie wchodzą, czytają kawałek, nie podoba im się i opuszczają bloga. Ja to tak interpretuję. Wiem, że jest tu kilka osób, które komentują i którym jestem za to dozgonnie wdzięczna ♥ ale ''mówię'' poważnie. Czytasz = skomentuj. Nie żałuj sobie swojej opinii. Nawet jeśli Ci się wydaję, że piszę totalnie beznadziejnie, a fanfiction jest denny.
Proszę, dla Ciebie to chwilka, a dla mnie to najważniejsza kwestia bloga.
Piszę go dla Was, a bez Was on by po prostu nie istniał :') 
NEXT = 10 KOMENTARZY

sobota, 5 października 2013

11. ''Trzymaj się od niej z daleka''

[Clair]

Obudziłam się, lecz w dalszym ciągu nie otwierałam oczu. W myślach przetwarzałam cały sen, a pod moimi powiekami zaczęły zbierać się łzy. Bałam się, że to wszystko może się kiedyś zdarzyć. Tak cholernie się bałam.
Powoli uchylałam powieki. Ten sam pokój. Ten sam chłód, który był w nim wyjątkowo odczuwalny. I ciemna postura... Harry. Kucał przy łóżku na wprost mojej twarzy. Głowę miał pochyloną; nie widziałam dokładnie jego twarzy. Tylko co on tu robił? Patrzył, jak śpię?
Powoli uniósł głowę, a jego oczy momentalnie spoczęły na mojej twarzy. Co w nich widziałam? Smutek, zdziwienie, szok, ale przede wszystkim zdezorientowanie. Co go tak zdziwiło?
Wstał i popatrzył na mnie z góry.
 - Chciałem cię obudzić - odparł krótko. - Ubieraj się, jedziemy.
Powiedział i wyszedł. Dzięki ciszy panującej w domu mogłam jeszcze usłyszeć kroki rozprzestrzeniające się po korytarzu. Dźwignęłam się na rękach i usiadłam na progu łóżka. Każdy centymetr mojego ciała dawał o sobie znać. Najbardziej odczuwalny był ból skroni, który wyjątkowo mi doskwierał. Obolały miałam również brzuch, łydki i ręce. Wszelkie cięcia zrobione niedawno piekły niemiłosiernie. Sytuacja w jakiej się znajdowałam przypominała koszmar. A może to był koszmar? Może po prostu wszystko to, co się teraz dzieje to wytwór mojej wyobraźni? Gdyby wystarczyło tylko uszczypnięcie, aby z powrotem powrócić na ziemię...
Fantazjowanie o wolności postanowiłam zostawić sobie na później, aby za chwilę nie wybuchnąć płaczem. Wstałam i skrzywiłam się z bólu czując i słysząc strzyknięcia w kolanach. Odrobinę się chwiejąc podeszłam do sterty ubrań i wygrzebałam z niej dużą, granatową bluzę. Wyszłam z pokoju, a wzrokiem zaczęłam szukać Harry'ego. Wciąż miałam na uwadze, że mam szansę ucieczki, jednak jest ona marna. Istnieje kilka powodów, dla których nie mogę tego zrobić. Przede wszystkim mój stan fizyczny. Wszystko mnie bolało. W dodatku zostałam z niczym. Nie zdołałabym wrócić do hotelu nie mając żadnych pieniędzy.
Harry stał przy frontowych drzwiach robiąc coś w telefonie. Przez ten czas, kiedy ja się ubierałam zdążył założyć skórzaną kurtkę i buty. Zaczęłam się do niego zbliżać. Harry schował telefon do kieszeni spodni i popatrzył na mnie.
- Myślałam, że jadę z Jake'em - powiedziałam cicho nie sądząc, że Harry to usłyszy.
- Ja cię zawiozę i odwiozę - powiedział zrezygnowanym tonem otwierając drzwi. - Wychodź.
Stał na zewnątrz trzymając dłoń na klamce. Pokierowałam się zgodnie z jego poleceniami, a moje ciało od razu przeszedł potężny dreszcz spowodowany mrozem panującym na dworze. Mocniej otuliłam się bluzą, ale to nic nie dało. Ruszyłam na przód za Harrym, który zapewne kierował się w stronę swojego samochodu.
- Wsiadaj - powiedział chłodno otwierając mi drzwi pasażera. To nie był gentlemeński gest. Pewnie chciał dopilnować, abym nie uciekła. Co, jak co, ale Harry był dziwny. I to bardzo. Najbardziej denerwującą w nim rzeczą było jego zmienne zachowanie, którego nie dało się nie zauważyć.
Posłusznie wsiadłam do pojazdu, a Harry zatrzasnął za mną drzwi. Po chwili zajął miejsce kierowcy i odpalił samochód. Jechał bardzo szybko, ale raczej nie powinnam się dziwić. W duchu dziękowałam, że nie jedziemy motorem, bo dla mnie byłoby za dużo wrażeń jak na ten czas. Jechaliśmy w ciszy. Harry nawet nie pomyślał o włączeniu radia. Słychać było tylko ryk silnika i mój przyspieszony oddech. Denerwowałam się na samą myśl, że za chwilę będę musiała jechać przywiązana do Jake'a.
Po jakiś dwudziestu minutach dojechaliśmy na wyznaczone miejsce. Wysiedliśmy z samochodu. Zanim cokolwiek poza tym zdążyłam zrobić poczułam dłoń mocno oplatającą mój nadgarstek. Odetchnęłam ciężko w odpowiedzi na niezbyt komfortowy gest Harry'ego. Zaczął mnie prowadzić, a raczej ciągnąć przez tłum rozgadanych i roześmianych ludzi. Wiele razy o uszy obiły mi się wszelkiego rodzaju bluźnierstwa i obelgi, które skierowane były do poszczególnych osób. Wśród towarzystwa dobrze wyczuwalny był dym papierosów. Harry wciąż trzymając mój nadgarstek przeciskał się przez zbiórkę ludzi. Ledwo za nim nadążałam, jeden jego krok był jak dwa moje. W końcu dotarliśmy do startu, przy którym były już motory. Harry zatrzymał się, kiedy dotarliśmy do Jake'a. Puścił mój nadgarstek, a zanim zdążyłam się zorientować zniknął gdzieś w tłumie. Zostałam zdana tylko na łaskę Jake'a. Odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem, po czym uśmiechnął się szyderczo. Nie miałam nawet najmniejszej ochoty znów brać udziału w takich wrażeniach. Spuściłam wzrok pod nogi czekając na pierwszy strzał.

* * * 

Brzuch bolał niemiłosiernie. Byłam pewna, że uformuje się na nim duży siniak, a przynajmniej zostanie czerwona plama. Jake zatrzymał swój motor. Szybko z niego zeszłam, zaraz po tym słysząc siarczyste ''zejdź mi z oczu''. Nie był zadowolony. Z resztą dlaczego miał być? Nie wygrał.
Nie chcąc się narażać na jakiekolwiek uszczerbki na zdrowiu usunęłam się nieco na bok rozglądając się dookoła po tłumie ludzi. Po raz kolejny do mojej głowy napatoczył się pomysł ucieczki. Ponownie przeczesałam wzrokiem rozchodzący się tłum starając się znaleźć postać Harry'ego. Nagle pojawił się mały płomień nadziei, kiedy nie udało mi się go wyszukać. Już zaczęłam stawiać pierwsze kroki, gdy usłyszałam za sobą JEGO ochrypły głos.
- Clair - powiedział Harry.
Gwałtownie się zatrzymałam, starałam się nie wyglądać, jak osoba, która przed chwilą chciała uciec. Nie wiedziałam, jakie mogły być konsekwencje tego incydentu. Odwróciłam się w jego stronę, a wzrok spuściłam pod nogi po raz pierwszy nie mając chęci patrzyć w jego oczy.
- Chodź. Westchnęłam zawiedziona i zaczęłam kierować się za Harrym. Byłam wdzięczna za to, że tym razem nie trzymał mojego obolałego nadgarstka. Ludzie prawie całkowicie się rozeszli, dym tytoniowy, który był jeszcze bardziej wyczuwalny niż przedtem drażnił moje nozdrza. Dotarliśmy do czarnego Range Rovera, a Harry ponownie otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Ja zaraz przyjdę - powiedział po czym zamknął drzwi.
Przez szybę widziałam jego oddalającą się posturę, jednak po chwili zniknął w otchłani ciemności. Zagłębiłam się w siedzeniu i zmarszczyłam brwi. Ile jeszcze będę musiała tak żyć? Czy to w ogóle można nazwać życiem? Przecież to nie może trwać wiecznie. Oni nie mogą mnie zabić. Muszę jakoś uciec. Ale co potem? Ucieknę i umrę z głodu, zimna, albo pragnienia? W pewnym sensie to była Vanessy wina, bo to ona nalegała, aby zamiast szukania mieszkania chodzić na zakupy, na miasto lub na wyścigi. Mimo wszystko nie potrafiłam być na nią zła. Nie teraz, kiedy tak cholernie tęskniłam. Jedynym moim marzeniem był powrót do Londynu, do rodziców. Zapomnieć o wszystkim, co miało miejsce w tym mieście. Muszę znaleźć ten sposób na ucieczkę.
Ale zaraz... Przecież Harry nie zamknął samochodu.
Moje serce momentalnie zaczęło wybijać szybszy rytm, kiedy pociągnęłam za klamkę, a drzwi ustępliwie się otworzyły. Wyskoczyłam z pojazdu starając się jak najciszej zamknąć drzwi. Ostatni raz rozejrzałam się dookoła, aby przypadkiem nie natrafić na Harry'ego. Nie wiedziałam, gdzie poszedł. Nigdzie go nie było. Natychmiast wprawiłam moje nogi w ruch i zaczęłam biec. Gdziekolwiek. Przed siebie. Chciałam uciec jak najdalej, aby nikt z tych typów mnie już więcej nie spotkał. Abym ja nie spotkała żadnego z nich.
Przebiegłam przez ulicę i pokierowałam się w stronę pewnej alejki. Przy murze oddzielający jakąś posiadłość od drogi spostrzegłam dwie postacie. Zwolniłam biegu i zaczęłam iść wolniej nie wiedząc, czy mam dalej iść, czy jednak zawrócić i obrać inny kierunek. Serce waliło mi jak oszalałe, byłam zupełnie zdezorientowana. Jeśli Harry by mnie teraz zauważył mogłabym już sobie kopać grób. Postanowiłam jednak iść dalej. Naciągnęłam kaptur na głowię mając nadzieję, że chociaż trochę będę wyglądała jak chłopak. Byłam coraz bliżej nich, a oni toczyli zaciętą dyskusję. Podchodząc jeszcze bliżej poznałam głos jednego z nich. I w tej samej chwili drugi otrzymał gwałtowny cios w twarz.
Zamarłam. Stanęłam w miejscu patrząc to na nieznanego mi mężczyznę, to na Harry'ego, który przed chwilą go uderzył. Zdołałam się ruszyć, kiedy zobaczyłam, że Harry zadaje kolejny cios. Zaczęłam biec ku nim chcąc jakoś zaprzestać porywczemu zachowaniu Harry'ego. Cały czas go bił, ciosy były wymierzane z ogromnym impetem. Po prostu się bałam, że go zabije.
- Harry, przestań! - Krzyczałam łudząc się naiwnie, że to go powstrzyma. Nadal bił swojego przeciwnika, który z początku próbował się bronić, jednak wystarczyło kilka uderzeń Harry'ego, aby całkowicie pozbawić go sił. Stoczył się na ziemię. Krew wypływała z jego warg, nosa, brwi...
Złapałam Harry'ego za ramię próbując go odciągnąć od owego bezimiennego mężczyzny. W rezultacie zostałam odepchnięta, przez co upadłam na ziemię. Przez moje ciało przeszedł dreszcz strachu. Harry nie był inny. Był taki sam, jak reszta jego towarzyszy. Nadawał się tylko do picia, wyścigów i bójek.
Podniosłam się i ponownie próbowałam go jakoś powstrzymać. Jego tęczówki były niemalże czarne. Złość była wyrysowana na jego twarzy, coś musiało być powodem jego porywczego i niebezpiecznego zachowania. Ostatni raz spróbowałam stając pomiędzy mężczyzną zginającym się z bólu na chodniku, a Harrym przygotowującego dłoń do zadania kolejnego ciosu.
- Zabijesz go! - Krzyknęłam ostatni raz czując, jak łzy napływają do moich oczu, kiedy zobaczyłam jego pięść skierowaną wprost na moją twarz. W końcu na mnie spojrzał. Jego pięść stopniowo się opuszczała. Mój dotychczas przyspieszony oddech do granic możliwości zaczął się uspokajać. Łzy powoli spływały po moich policzkach pozostawiając po sobie mokre ślady. Będąc w towarzystwie Harry'ego nie wiedziałam w jakim niebezpieczeństwie się znajdowałam. Nadal był wściekły, ale ciemność w jego oczach zaczęła przygasać. Nie przestawał na mnie patrzeć. Jego elektryzujące spojrzenie parzyło mnie od wewnątrz, jakby przekazywał mi w ten sposób pretensje, że mu przerwałam w zabijaniu człowieka.
- Miałaś czekać w samochodzie! - W końcu się odezwał, a raczej wykrzyknął.
Wzdrygnęłam się i przymknęłam oczy spodziewając się tego, że zaraz Harry zacznie się wyżywać na mnie. Jednak on tylko złapał mój nadgarstek i lekko pociągnął na swoją lewą stronę. Po raz kolejny zbliżył się do poranionego mężczyzny, który leżał zgięty przyglądając się ze strachem w oczach Harry'emu.
- Trzymaj się od niej z daleka, pierdolony kutasie - wysyczał przez zaciśnięte zęby i po raz ostatni z całe siły kopnął go w brzuch. Z mojego gardła wydobył się jedynie zduszony krzyk.

Jedno słowo - żenada.
A tak wyglądało moje pisanie tego rozdziału:
Pisane, skasowane, pisane, skasowane, pisane, skasowane...
Pewnie nawet nie muszę mówić, bo to cholernie rzuca się w oczy, że ten rozdział pisałam całkowicie bez weny. Tak w ogóle to nie wiem, po co go dodawałam. Może warto byłoby poczekać, aż panna wena raczy mnie odwiedzić...?
W każdym bądź razie - nie spodziewajcie się, że następne rozdziałby będą nie wiadomo jakie zajebiste, bo wena całkowicie mnie opuściła. Chyba, że później zacznę pisać.
Dzięki za komentarze w poprzednim rozdziale! Jesteście kochani ♥ Oczywiście zrozumiem, jeżeli napiszecie pod tym rozdziałem, że przynudzam, czy coś w tym stylu :)
Kocham was wszystkich, mam nadzieję, że już niedługo będę mogła swobodnie pisać :)
Do następnego xx