sobota, 14 września 2013

8. ''Jak niewolnica''

 DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM ZA PONAD TYSIĄC WYŚWIETLEŃ! PADAKA DOSŁOWNIE! XD

Żałowałam tego, że kiedy Harry opuścił mnie na trochę po prostu nie uciekłam. Żałowałam tego, jak cholera. Ale wtedy nie myślałam o tym, a moja świadomość jakby na złość nie dopuszczała do siebie tej myśli.
Wierciłam się w łóżku nie mogąc znaleźć odpowiedniego ułożenia, które pozwoliłoby mi pogrążyć się we śnie. Głównym powodem mojej bezsenności były głośne kobiece jęki, w które wmieszało się imię ''Jake''. Myślałam, że się porzygam, jak kobieta niemal krzyknęła. Nie obrzydzała mnie wizja samego seksu, bo przecież to naturalne. W ogóle bez sensu było to, że ktoś robił to dla czystej przyjemności. Coś w stylu 100% przyjemności 0% miłości. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego kobiety dają się wykorzystywać. To okropne. Skrzywiłam się, kiedy kobiecy głos na całe gardło wyjęczał przeciągłe ''Jaaaakeee". Odetchnęłam z ulgą sądząc, że już po wszystkim i dosyć tej czułości. Wygodniej się ułożyłam i już zasypiałam, kiedy cyrk zaczął się na nowo. Z sufitu dobiegały coraz głośniejsze jęki.
- Dobra, pierdolcie się. Nie macie nic lepszego do roboty tylko jęczeć przez całą noc. Macie zajebiste życie - powiedziałam cicho przez zaciśnięte zęby.
Do pełnej wściekłości brakowało tylko warczenia i piany kapiącej z pyska.
Byłam zaskoczona, kiedy ze snu wyrwały mnie ostre wymiany zdań pomiędzy kobietą, a mężczyzną.
- No dalej. Wyjeżdżaj z tąd - wyczułam głos Jake'a.
Był już ranek. Pewnie spałam zaledwie dwie godziny.
- Ale, Jake... Nie podobało ci się? Nie chcesz tego powtórzyć?
Ostatnie pytanie było bardziej wyciszone. Zaczynałam się denerwować, że jestem uwięziona w pokoju w miejscu, w którym najczęściej ktoś przechodzi.
- Kurwa, nie. Było miło, ale teraz możesz już iść.
- Ale...
- Chyba powiedziałem wyraźnie, zdziro?!
Po domu rozprzestrzeniły się głośne krzyki bólu kobiety. Nie wiedziałam, co mam robić. Nie mogłam jej pomóc poprzez zamknięte drzwi. Z drugiej strony, gdybym zaczęła wołać, żeby ją zostawił nic by nie dało. Ostateczne zakończenie krzyków odbyło się po zatrzaśnięciu drzwi frontowych. Zrobiło mi się niedobrze. I to nie przez głód, który utrzymywał się od wczorajszego popołudnia, ale od tego, że Jake skrzywdził kobietę.
Wstałam i podeszłam do wejśca. Na małym talerzyku leżała mała kromka chleba posmarowana masłem. Wzięłam ją do ręki i łapczywie ją chłonęłam. Zjadłam ją, ale nadal byłam głodna. Chwyciłam jakieś spodnie, pomarańczową bluzkę z napisem ''Reebok'' i ręcznik, którego również dokopałam się w tej zróżnicowanej kupce. Poszłam do łazienki zamykając za sobą drzwi. Moje blond włosy stały się jeszcze bardziej kręcone niż zazwyczaj, ponieważ dawno ich nie czesałam. Palcami próbowałam je rozczesać, ale niewiele z tego wyszło. Podeszłam do zlewu i przemyłam zaspaną twarz wodą spłukując cały pot i brud. Ubranie błyskawicznie zsunęło się z mojego ciała. Z ogromną niechęcią weszłam pod kabinę prysznicową i odkręciłam wodę. Gwałtownie zaciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby czując na swoim rozpalonym ciele lodowaty strumień wody. Nie mogłam ustawić na ciepłą, więc byłam zmuszona wziąć zimny prysznic. W kabinie znajdowała się jedynie biała kostka mydła. Poczułam się jak więzień. I właśnie tak było. Byłam ich więźniem, a oni byli moimi panami.

* * * 

- Założysz to - powiedział Robert stojąc nad kupką ubrań, kiedy wręczał mi czerwoną, koronkową bieliznę i czarną, męską koszulę. - Koszula ma być odpięta. Chwyciłam ciuchy spoglądając przestraszonymi oczami na Roberta, który był niewzruszony na mój strach. Bałam się najgorszego. Robert wyszedł bez słowa dając mi czas na przebranie się. Szybko zdejmowałam ciuchy i zakładałam bieliznę miejąc na uwadze, że w każdej chwili któryś z nich może wejść chcąc popatrzeć sobie na wersję bez ubrań. Gotowa usiadłam na skraju łóżka czekając na najgorsze. Panującą ciszę przerywał jedynie mój szybki i drżący oddech. Moje ciało podskoczyło w miejscu, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły wydając przy tym przeraźliwe skrzypnięcie. Mój wzrok spoczął na zielonookim brunecie - Robercie. Patrzył na mnie wyczekująco.
- Co chcecie ze mną zrobić? - Zapytałam cicho czując, jak do moich oczu napływają łzy.
- Zobaczysz. Ruszaj się. Wychodzimy - powiedział równie cicho mrożąc mnie spojrzeniem.
Wstałam z łóżka, jednak czułam, że nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa. Zostałam zmuszona zatrzymać się, kiedy dotarłam do drzwi. Silne i spocone dłonie Roberta chwyciły moje nadgarstki. Odetchnęłam cicho w odpowiedzi na jego gest.
- Podaj taśmę - powiedział do kogoś za swoimi plecami.
Zrobiło mi się niedobrze. W każdym calu pokazują, że jestem niewolnicą. Obskurny pokój, zapleśniała łazienka, jedna kromka chleba posmarowana masłem dziennie, zmuszenie do posłuszeństwa, wręcz brutalne traktowanie - tak właśnie traktuje się więźnia, albo niewolnika. Nie próbowałam się uwolnić, gdy poczułam taśmę klejącą oblepiającą moje nadgarstki. Wiedziałam, że to nic nie da.
Rozejrzałam się dookoła. Na wprost mnie były drzwi wejściowe. Obok było wielkie wejście do kuchni, w której siedział Jake i Harry. Jake uśmiechał się do mnie arogancko, natomiast Harry'ego pochłonęła gazeta, którą studiował popijając coś z kubka. Jake wstał i zaczął kierować się ku mnie. Ostatni raz odwrócił się do Harry'ego.
- Na pewno nie chcesz jechać? - Zapytał, jednak nie wyglądał na zaciekawionego odpowiedzią.
Harry spojrzał na niego znad gazety odkładając kubek z parującą cieczą.
- Jak wrzut na dupę potrzebny mi teraz nowy samochód. Jadę do domu - powiedział wstając i rzucając na stół niedbale kolorowe pisemko.
Nie mogłam w żadnym stopniu rozszyfrować ich rozmowy. Mają kupić nowy samochód, czy też ukraść? Ale do czego ja im jestem potrzebna?
Harry bez słowa miną swoich kumpli. Przez ten czas zdążyłam zauważyć, że nie darzy ich żadną sympatią. Ostatni raz odwrócił się w moją stronę. Jego wzrok na ułamek sekundy spoczął na mojej twarzy. Posyłałam mu nieme błagania, aby jakoś zainterweniował w takiej sytuacji, w jakiej się znalazłam, lecz on wydawał się tego nie zauważyć. Przerwał nasz pełen napięcia kontakt wzrokowy i po prostu wyszedł wpuszczając do środka zimne powietrze, na które moja skóra zareagowała negatywnie.
- Wychodzimy - powiedział Jake idąc przodem w stronę wyjścia.
Dłoń Roberta mocno oplotła moje przedramię. W jego uścisku wydawało się być takie małe. Podążał wraz ze mną w stronę wyjścia, w którym stanął Jake.
- Chociaż czekajcie - mówiąc do Sama i Roberta odwracał się powoli. - Możemy poprawić jej trochę wygląd. Trochę więcej się zlituje.
Sam i Robert pomysł Jake'a przyjęli z aprobatą, jednak ja w ogóle nie rozumiałam, co to miało znaczyć ''możemy poprawić jej trochę wygląd'' i ''trochę więcej się zlituje''. Odpowiedź na pytanie ukazała się zaraz po tym, jak Sam z całej siły uderzył mnie pięścią w twarz. To nie mogło pohamować głośnego krzyku spowodowanego bólem. Chcieli, abym wyglądała na pokaleczoną. Ale dlaczego?
Fala bólu zalała prawą część mojej twarzy, poczułam, jak z nosa powoli sączy się krew. Sam popatrzył z dumą na swoje dzieło. Łzy powoli spływały dostosowując się do tępa spływającej krwi. Złość i cierpienie malowało się na mojej twarzy. Jake zjawił się obok Sama ze scyzorykiem w ręku. Zgięłam się wpół, kiedy ostrze nożyka przejechało w dół moich żeber. Do moich oczu ciskały się łzy bólu. Z rany natychmiast poleciała krew. Nie czułam nic innego oprócz złości, cierpienia i palącej rany, którą rysował Jake na mojej talii. Zrobił kilka bardzo widocznych nacięć. Bardziej niż to bolała mnie właśnie wizja, że tak będzie już zawsze.
- Będzie widać? - Zapytał Jake swoich towarzyszy w ogóle nie przejmując się moim cichym łkaniem.
Przeszywający ból rozprzestrzenił się po mojej skórze na brzuchu i żebrach.
- Może - odpowiedział Robert.
Spojrzałam w dół. Z głębokich ran powoli sączyła się krew. Próbowałam uwolnić ręce od taśmy klejącej, ale to na nic się zdało. Ruszyliśmy przed siebie. Była późna godzina, niebo przybrało granatowy kolor. Na zewnątrz przy bramie stała biała Mazda. Wyjątkowo luksusowy samochód. Zatrzymałam się w miejscu sparaliżowana zimnym powietrzem bijącym w moje gorące rany.
- No dalej - usłyszałam za sobą oziębły ton głosu Roberta, który nie przestawał obejmować swoją dłonią mojego przedramienia. Ruszyłam na przód. Krew nadal leciała mi z ran, ale już mniej obficie. Ciągnął mnie wprost do samochodu, w którym czekali Sam i Robert.

* * *

Zatrzymaliśmy się tuż przy małej wiosce w okolicach Detroid. Samochody często tu przejeżdżały, jednak ze względu na późną godzinę było ich nieco mniej. Kazali mi wysiąść z samochodu. Ból nieco ustąpił, jednak nadal czułam małe pieczenie. Przy moim nosie była zaschnięta krew. Samochód stanął na wąskiej, bocznej uliczce. Robert cały czas trzymał moje przedramię, a ja byłam niemalże pewna, że w tym miejscu utworzy się siniak. Zaczął iść za Jake'iem prowadząc mnie na drugą stronę głównej ulicy. Ogólnie rzecz biorąc byliśmy przy końcu lasu. Chłopaki stanęli obok mnie i odkleili moje nadgarstki. Jake od razu powstrzymał mnie od ucieczki.
- Nie uciekniesz, laleczko. Jednak jeśli nie chcesz cierpieć rób to, co ci mówię - powiedział przeszywając mnie wzrokiem. - Pamiętaj, że jestem twoim panem i mam nad tobą pełną władzę. Rozumiesz?
Skinęłam głową. Był wyjątkowo spokojny, jak na swój wybuchowy charakter.
- Chcę to usłyszeć.
Wciągnęłam powietrze i wypuściłam je przez zaciśnięte zęby.
- Tak, panie - zmusiłam się do spełnienia jego żądania.
- Świetnie. Zrobisz tak. Kiedy ci powiem, wyciągniesz rękę w stronę ulicy. Masz zatrzymywać wybrane samochody. Wszystko jasne?
Nie bluźnił, ani nie krzyczał. Czy nie chciał, abym bała się go bardziej?
- Tak, panie.
Jake odszedł i schował się w drzewach wraz z Samem i Robertem. Zrozumiałam, po co te rany. Aby kierowcy zlitowali się i pomyśleli, że potrzebuję pomocy. Bielizna po to, żeby jeszcze chętniej się zatrzymali. Wszystko po to, aby Jake, Sam i Rob mogli zabić kierowcę i skraść samochód.
Pierwsze auto przejechało, jednak nie usłyszałam nakazu, aby wyciągnąć rękę. Drugi samochód zbliżał się w zaskakującym tempie i natychmiast usłyszałam nakaz uniesienia ręki. Od razu otrzeźwiałam. Nie ma mowy. Nie pozwolę się wykorzystywać.
Delikatnie usunęłam się do tyłu, a pojazd mignął przed moim nosem. Byłam dumna z siebie, że pomimo sytuacji zdołałam się im postawić. Szybko straciłam pewność siebie, kiedy wyczułam czyjąś obecność tuż za moimi plecami. Gwałtownie się odwróciłam. Lampy, które oświetlały ulicę, oświetlały także zirytowaną twarz Jake'a.
- Dlaczego do kurwy nędzy się nie posłuchałaś? - Zapytał spokojnie, jednak wiedziałam, że w środku przypominał pewnie wybuchający wulkan. - Poniesiesz karę. Podaj dłoń.
Pokręciłam przecząco głową ciesząc się, że na nowo mu się postawiłam. Nawet dziwiłam się, jak podołałam to zrobić biorąc pod uwagę to, że moje ciało drżało ze strachu. Pisnęłam głośno, kiedy chwycił moją dłoń, a na nadgarstku zrobił głębokie nacięcie, z którego momentalnie popłynęła krew. Do moich oczu naszły łzy spowodowane wyrazistym bólem, jednak dzięki staraniom nie wypłynęły. Jake puścił moją rękę i ponownie spojrzał mi w oczy.
- Mam nadzieję, że czegoś się nauczyłaś, mała szmato.
Zaczęłam dociskać ranę, aby się nie wykrwawić. W międzyczasie Jake powrócił do swoich kolegów.
- Unieś rękę - z zamyślenia wyrwał mnie głos któregoś z nich.
Spojrzałam w stronę ulicy, po której mknął jakiś samochód.
Poddałam się.
Uniosłam rękę i zamknęłam oczy. Otworzyłam je dopiero wtedy, gdy usłyszałam, jak samochód zatrzymuje się przy mnie. Pociemniała szyba sunęła w dół, a moim oczom ukazał się mężczyzna z zatroskanym wyrazem twarzy - na oko miał 40 lat.
- Co ci się stało, drogie dziecko? - Zapytał z politowaniem.
Czy teraz oni go zabiją? Nie mogą go zabić. Nie zasłużył sobie na to.
- Niech pan jedzie - powiedziałam cicho. Mężczyzna tylko zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał. Za sobą usłyszałam odgłos łamanej gałązki, co znaczyło, że wyszli z ukrycia. - No już! Uciekaj!
Powiedziałam to stanowczo za głośno.
Pierwszy strzał. Gwałtownie się odwróciłam, a kierowca zaczął odjeżdżać. Na ulicy leżały kawałki potłuczonej tylnej szyby. Nie trafili. Samochód odjechał.
- Ty pierdolona szmato - usłyszałam za sobą głos Jake'a, ale nim zdążyłam się postawić moje ciało opadło na ziemię spowodowane mocnym pchnięciem.

Uhhh znowu taki długi. Przepraszam również za to, że nie było scen Carry (hehe xd), ale to się zmieni w następnych rozdziałach.
Jakby co, macie tu mój tt

5 komentarzy:

  1. powiem ci, że twoje opowiadanie mi się bardzo spodobało. ogółem fajnie napisane, ale przede wszystkim podoba mi się sam pomysł i fabuła..no i oczywiście bohaterowie. :3
    Jestem strasznie ciekawa, co jej się stało! Pisz dalej! :)
    + zapraszam też do mnie na kryminał z Zaynem Malikiem.
    http://criminal-story-zayn-malik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. uhh ... już nie mogłam się doczekać .:)
    i znów mnie nie zawiodłaś .
    dobrze, że jest długi bo jestem fanką długich rozdziałów :)
    trochę mi się zrobiło przykro jak oni ją tak biją, ale czekam już na moment kiedy Harry ją uratuje .
    bardzo podoba mi się to, że Hazz (narazie) nie okazuje swoich uczuć do Clair a wręcz jest obojętny i po prostu ją olewa .
    mistrzowskie !
    rozdział jak zwykle zajebisty i mam nadzieję, że no wiesz ... nic poważniejszego nie stanie się Clair w następnym rozdziale i że może wtedy Harry ją uratuje .
    do następnego :*

    #TeamCarry

    <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dołączam się do komentarza powyżej :D Mam nadzieję że w następnym będzie więcej Carry <3 Mi długie rozdziały również nie przeszkadzają a nawet liczę na jeszcze dłuższe :) nie mogę doczekać się następnego !
    Kamila xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny już nie mogę się doczekać 9 rozdziału, mam nadzieje że Harry jakoś zareaguje gdy zobaczy w takim stanie Clair że chociaż troche się nad nią zlituje /@SylwiaCiaston

    OdpowiedzUsuń
  5. proszę . proszę .
    nie karz dłużej czekać .
    wchodzę i patrzę codziennie czy już jest .
    a tu nie ma :(
    ale wiem, że jak już się pojawi to będzie świetny :)
    <3

    OdpowiedzUsuń