Między nami zapanowała cisza i wcale nie była ona niezręczna. Nie miałem ochoty już bardziej wdawać się z nim w żadną dyskusję.
- Clair! - Jake zawołał głośno imię swojej niewolnicy przekręcając głowę w bok.
Po jakiego chuja ona znowu jest mu potrzebna?!
Nic.
Cisza.
Nie przychodziła.
Jake zaczął się niecierpliwić.
- Clair, rusz swoją dupę i przyjdź tu, zanim siłą cię tu przyciągnę! - Krzyknął jeszcze głośniej ostrzegawczym tonem.
Mój wzrok spoczął na przejściu łączącym kuchnię z korytarzem. Denerwowało mnie to, że tak agresywnie odnosił się do kobiety, która nie zrobiła nic złego. W pewnym momencie w wejścu stanęła jej mała postura. Wydawała się być jeszcze mniejsza, niż kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Była nieco chudsza, niż kilka dni temu. Nie wiem, jak to możliwe, że można tak schudnąć w tak krótkim czasie. Na jej ciele widniało wiele ran i siniaków. Na dolnej wardze spostrzegłem czerwone rozcięcie. Zdążyła założyć na siebie luźne spodenki i równie luźną bluzkę. W jej oczach kołysały się łzy zarówno bólu, jak i strachu. Wzrok miała nieobecny i niezależny, jakby nie przejmowała się już tym, co Robert, Sam i Jake mogą jeszcze z nią zrobić. W jej oczach widziałem gasnącą nadzieję. Jej wiara zaczęła zanikać. Ten widok sprawił palące ukłucie w moim sercu.
To bolało. Bolało, jak cholera.
- Podejdź bliżej - powiedział Jake ostrzegawczym tonem.
Miał daleko gdzieś jej uczucia. Czułem, że zaraz wstanę i mu rozpierdolę mordę, jeśli nie przestanie. Z trudem się powstrzymywałem. Clair zaczęła iść w jego stronę kuśtykając. Co oni jej do cholery zrobili?!
Stanęła przy nim i spuściła wzrok pod nogi.
- Dzisiaj jedziesz ze mną na wyścigi. Jeśli znowu będziesz nieposłuszna zamorduję cię tam, na miejscu - powiedział Jake beztroskim tonem patrząc na jej reakcję. - Posprzątaj tu.
Już wcześniej wiedziałem, że Jake ma ją dzisiaj zabrać na wyścig. Bardziej jednak denerwowało mnie to, że ją straszy. Byłem pewien, że jej nie zabije, przynajmniej nie teraz.
Clair bez słowa zaczęła zbierać naczynia, na których niedawno widniało śniadanie Jake'a.
[Clair]
Usłyszałam czyjeś kroki, kiedy stałam odwrócona przodem do zlewu, a ich odgłos zaczął cichnąć z każdym z nich. Ktoś wyszedł z kuchni. Pragnęłam, aby to był Jake. Harry wydawał się być inny, lecz nie wiedziałam, czy tak było na prawdę. Może tylko na pozór wyglądał tak tajemniczo i ewidentnie obojętnie, a w środku drzemał prawdziwy zabójca i zbrodniarz? Harry był skomplikowany. Jak nikt inny. Jego skryta natura sprawiała, że chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej. Dlaczego na tych wyścigach był w porządku, wesoły, można powiedzieć, że szczęśliwy a teraz nie wzrusza go nic? Słyszałam ich rozmowę przez drzwi. Harry chce wyjechać. Czemu? Naraził się komuś? Ma jakąś ważną sprawę do załatwienia w Nowym Jorku? Wydawał się być taki obojętny. Tylko raz widziałam, jak się uśmiecha. Na wyścigu. A teraz wyglądał tak, jakby nosił maskę, która zasłaniała wszystkie jego uczucia chowane pod nią.
Bał się czegoś?
Był zły?
Smutny?
Samotny?
Miałam już dość tych pytań. To dochodzenie nie wróżyło żadnych rezulatów. Wątpię, że kiedyś uzyskam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Nic o nim nie wiedziałam i najwyraźniej tak powinno już zostać na zawsze. Tak, jak powinno być.
Niemalże podskoczyłam w miejscu, kiedy zobaczyłam przy mnie czyjąś postać. Zignorowałam lejącą się bez powodu wodę, która spływała po ściankach zlewu. Powoli odwróciłam głowę modląc się, aby to nie był Jake. Odetchnęłam z ulgą widząc Harry'ego. Zlustrowałam go wzrokiem, nie mogłam odwrócić od niego swojego spojrzenia po mimo starań. Górował nade mną. Był wyższy ode mnie conajmniej o głowę. Jak na chłopaka był przeciętnych rozmiarów, może nieco wyższy. To ja byłam niezwykle niska.
Miał na sobie jeansowe, nieco otarte rurki i koszulę w kratkę. Włosy układały się do tyłu prostując niektóre loki, jednak wydawało mi się, że nawet w potarganej fryzurze wyglądałby jak Bóg. Spod podwiniętych rękawów koszuli rozciągały się czarne tatuaże, które dodawały Harry'emu odrobinę mrocznego wizerunku. Nasze spojrzenia się spotkały. Zielone oczy oprawione były wachlarzami czarnych i gęstych rzęs. Przyglądały mi się uważnie, jednak nie wyrażały żadnych uczuć.
Wydawało mi się, że nasz pełen napięcia kontakt wzrokowy trwał o wiele krócej, niż realnie. Stanowczo za krótko, abym mogła zatrzymać w pamięci każdy szczegół jego zielonych tęczówek i zapamiętać, że już nigdy nie spotkam piękniejszych oczu.
Natychmiast z pięknego nieba wróciłam na ziemię, kiedy Harry przeniósł wzrok na kran. Spojżałam w tę samą stronę. Harry wyciągnął rękę w jego stronę i zakręcił wodę.
Zaraz, zaraz... To ona cały czas się tak lała? Och, Harry. Źle na mnie wpływasz.
Moje policzki pokrył szkarłatny rumieniec. Nie powinnam się tak na niego wgapiać. Oddech mi przyspieszył na myśl o karze.
- Mogę wrócić do pokoju? - Zapytałam cicho, ale nie słysząc odpowiedzi Harry'ego uznałam, że nie miał nic przeciwko.
Ledwo postawiłam krok, kiedy poczułam czyjąś dłoń oplatającą mój nadgarstek.
- Poczekaj.
Oj, będzie kara.
Niepewnie odwróciłam się w jego stronę w głębi duszy jednak ciesząc się, że mam pretekst do ponownego spojżenia w oszałamiającą zieleń jego oczu. W między czasie ciało aż drżało ze strachu, co nie uszło uwadze Harry'ego, gdyż zaraz potem zabrał swoją dłoń z mojego nadgarsta.
- Clair, proszę cię. Bądź posłuszna Jake'owi na dzisiejszym wyścigu. Nie próbuj się stawiać, bo będzie jeszcze gorzej - powiedział jedynym w swoim rodzaju tym ochrypłym i niskim głosem.
- Dlaczego?
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc, dlaczego mam się posłuchać Harry'ego. Tak, owszem, miałam zamiar się stawiać. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś całkowicie przywłaszczył sobie moje ciało i bezkarnie je sobie wykorzystywał. Nie chciałam, aby ktoś miał nade mną pełną kontrolę.
- Po prostu się go słuchaj i pamiętaj, że w każdej chwili może cię zabić - powiedział, a wyraz jego twarzy nieco się zmienił.
W jego oczach zamajaczyło zdenerwowanie i... Troska? Martwił się o mnie? Było mu żal? To wszystko zaczynało mnie doprowadzać do szału. Skoro jest mu żal, to dlaczego mi nie pomoże? Dlaczego on mi do cholery nie pomoże?!
Westchnęłam ze smutkiem i nie chcąc powiedzieć żadnego głupstwa (i narazić się tym samym na karę) zaczęłam odchodzić kierując się w stronę mojego pokoju.
- Clair... - Ostatni raz usłyszałam jego dziwnie spokojny głos.
Odwróciłam się i tym razem bardziej niechętnie na niego spojżałam czując, że jeszcze trochę, a wybuchnę przy nim płaczem. Zatroskany wyraz twarzy sprawił, że moje oczy pokryły się łzami. Wtedy, jak nigdy potrzebowałam pomocy. Właśnie jego pomocy.
- Uważaj na siebie - powiedział cicho ledwo poruszając wargami.
Jego spojżenie nie opuszczało mojej twarzy. Pokiwałam głową i nie do końca nad tym panując pozwoliłam, aby kilka łez spłynęło w dół twarzy. Nic nie mówiąc udałam się do swojego pokoju cicho łkając.
* * *
Moje nadgarstki trwale zostały przyciśnięte do łóżka. Jeszcze nigdy nie krzyczałam tak głośno i nie byłam tak przerażona. Postać Jake'a górowała nade mną, nadgarsti dociskał mi Robert.
- Ucisz się, mała suczko. Zaraz będzie po wszystkim - wymamrotał Jake uśmiechając się złośliwie.
Następnie zapanowała cisza.
Później mój głośny krzyk przepełniony cierpieniem.
Oczy piekły mnie od łez.
Przeszywający ból rozdzierający od wewnątrz moje podbrzusze.
Nie miałam na nic siły, ból z każdym ruchem narastał. Wiedziałam, że prędzej, czy później znajdę się w takiej sytuacji, jednak wtedy nie wiedziałam, że ten ból może być aż tak potworny. Nie mogłam zdrowo myśleć, coś wpływało na to, że od tej pory będę się bała czyjegoś dotyku. Nie zaufam już nikomu.
Po chwili ból ustąpił i usłyszałam głośny krzyk Jake'a. Moje nadgarstki zostały uwolnione. Skuliłam moje nagie ciało, które po chwili znalazło się w czyiś objęciach. Bałam się otworzyć oczu. Bałam się wszystkiego.
- Shhh... Clair, ja cię nie skrzywdzę... Nigdy nie chciałem tego zrobić... - Powiedział tak dobrze znany mi głos.
Mój oddech zaczął się uspokajać słysząc, że to Harry.
- Przepraszam. Przepraszam...
Delikatnie musnął ustami moje czoło. Położył mnie na swoich kolanach i przysunął jeszcze bliżej całkowicie nie zwracając uwagi na to, że byłam naga. Łkałam cicho chcąc, aby ten koszmar się już skończył.
[Harry]
- To w końcu jedziesz na ten wyścig, czy nie? - Jake zaczął tracić cierpliwość.
W tym momencie zapinał swoją skórzaną kórtkę rzucając mi krótkie spojżenia. Westchnąłem cicho i w końcu dałem mu zdecydowaną odpowiedź.
- Jadę.
- Świetnie. Weźmiesz Clair - powiedział w pełni usatysfakcjonowany rzucając w moją stronę klucze od swojego domu. Złapałem je i zacząłem obracać w palcach.
- Po co mi one? - Zapytałem patrząc na niego zdziwiony.
- Po wyścigu jadę do Eda. Mógłbyś ją odwieźć?
Nie czekając na moją odpowiedź wyszedł z mieszkania. Wspominałem już kiedyś, że to popierdolony chuj?
Westchnąłem w duchu i udałem się w kierunku pokoju Clair. Uchyliłem drzwi wsuwając głowę do pomieszczenia i - tak, jak się domyślałem - spała. Jej ciało znów drżało. Mocno zaciskała oczy i cicho coś mruczała.
Nie wiedziałem, że mówi przez sen.
Powoli wsunąłem się do środka. W pomieszczeniu panował mrok spowodowany małymi oknami i późną godziną. Starając się narobić jak najmniej hałasu podszedłem do jej łóżka i przykucnąłem przy nim. Moja twarz była na wprost twarzy Clair. Ciągle mówiła niewyraźne słowa i mimo, że nie miały żadnego sensu wsłuchiwałem się w nie.
Moje oczy otworzyły się szeroko, kiedy pomiędzy jej pomrukiwania wdarło się moje imię.
Boszz, ale on długi.
Przepraszam. Chciałam, aby było lepsze, spieprzyłam przez tą cholerną deprechę.
Ale nieważne. Jak wam się podoba szablon? Bo według mnie meega *.*
(Sorka za błędy, dodaję z tel :) )