Każdy następny dzień tygodnia był rutyną. Wstawałam przed
dziewiątą, wykonywałam krótkie poranne czynności, szłam do kuchni, gdzie Harry
czekał już ze śniadaniem, lub samo śniadanie czekało na mnie bez Harry’ego. Nie
miałam pojęcia, skąd wzięło się w nim tyle zaufania, żeby zostawiać mnie na
cały dzień samą w domu, ale ceniłam go za to. W gruncie rzeczy nie miałam nic
innego do roboty niż spacery, szukanie pracy w gazetach i na laptop topie
Harry’ego (której przez cały czas nie było) i oglądanie telewizji. Brunet miał
jeszcze PlayStation, ale bałam się go włączać w razie gdybym coś przestawiła
albo zepsuła. Mieszkając jeszcze w Londynie, zdarzało mi się grać z kuzynem w
FIFA lub jeszcze jakieś inne, których nazw nie zdołałam zapamiętać. Jedyne co
wiem, to że konsole do gier są idealne, jeśli chodzi o zabicie czasu. Niestety
nigdy nie miałam odwagi zapytać Harry’ego, czy mogę ją włączyć. W sumie nawet
nie miałam okazji przez ciągłe nieobecności chłopaka.
Nie raz pojawiła mi się również chęć zajrzenia do jego sypialni
i gdy już trzymałam klamkę i przyciskałam ją w dół, zawsze okazywała się być
zamknięta. Widocznie Harry’emu zależało na tym, bym nie dowiedziała się, co w
niej jest i nie przyszło mi do głowy grzebanie po szafkach. Byłam wdzięczna
chłopakowi za dach nad głową i świetne warunki mieszkania, ale w pewnym sensie
nienawidziłam jego obojętności w stosunku do mnie. Potrzebowałam czyjegoś
kontaktu akurat wtedy, gdy on znikał i nie było go do późnej nocy. Kilka razy
czekałam na niego i widziałam, jak wchodzi do domu, przeciera oczy lub
przeczesuje włosy w geście zmęczenia. Mimo wszystko jeszcze ani razu nie
wyszłam z ukrycia, tylko byłam „cichym graczem”, chowając się za ścianą albo
drzwiami. Rozmawiać również prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Jedynie podczas
śniadania wymienialiśmy parę zdań; chłopak pytał mnie o samopoczucie, czy
czegoś nie potrzebuję i tego typu bzdury. Wydawało mi się, że on po prostu nie
miał pomysłu na nawiązanie rozmowy, podczas gdy ja chciałam go zasypać setkami
pytań, na przykład co robi całymi dniami, czemu zawsze jest taki zmęczony, czy
może mi opowiedzieć o sobie, bo w gruncie rzeczy wcale go nie znałam. Cały czas
miałam jednak świadomość charakteru chłopaka. Wiedziałam, że by mnie nie
uderzył i pewnie nie nakrzyczał, ale w tych momentach przypominało mi się jego
zachowanie z naszego, wspólnego wyścigu. Gnał jak szalony, nie patrząc czy
kogoś krzywdzi. Miałam nawet wrażenie, że czerpał małą przyjemność z czyjegoś
bólu i to mnie właśnie przerażało. Był dziwny. Raz troskliwy, raz obojętny, raz
smutny, raz rozbawiony, raz bezuczuciowy.
Był już wieczór, około godziny siódmej i leżałam na sofie w
salonie, myśląc o mamie co w tej chwili może robić. Wiedziała, że i tak do niej
nie zadzwonię i utracimy kontakt ze względu na drogie połączenia telefoniczne.
Zastanawiałam się, czy wiadomość o śmierci Vanessy i o tamtym wyścigu trafiła
do Londynu, a rodzice zamartwiali się na śmierć, co się ze mną stało. Kiedy tak
myślałam o rodzicach i przyjaciółce, moje oczy coraz bardziej piekły, a łzy
coraz szybciej spływały i tak było za każdym razem, każdego wieczoru, gdy
zostawałam sama z moimi myślami i nie miałam się z kim nimi podzielić i nie
było nikogo, kto mógłby mnie przytulić i pocieszyć. To bolało.
Nie powiem, zdziwiłam się, gdy godzinę później usłyszałam
dźwięk przekręcanego klucza w zamku od drzwi wejściowych. Szybko zerwałam się,
otarłam oczy i ułożyłam rozczochrane włosy nie wiedząc, czy mam do niego
podejść i go przywitać, czy może wrócić do pokoju, który przez jakiś czas miał
pełnić rolę mojej własnej sypialni. Ostatecznie zdecydowałam się na pierwszą
opcję, bo cholernie potrzebowałam z kimś kontaktu i świadomości, że nadal
potrafię prowadzić rozmowę. Stanęłam u końca korytarzu i obserwowałam, jak
jeszcze przy zgaszonym świetle chłopak zdejmuje buty. Ręce pociły mi się w
niezręczności i zdenerwowaniu, gdy chłopak szedł w moją stronę ze spuszczoną
głową i w dalszym ciągu mnie nie zauważał. Stanął parę metrów przede mną i
włączył światło.
- O Boże, Clair – powiedział trochę wystraszony i zamknął oczy,
wzdychając cicho by się uspokoić. – Czemu nie śpisz?
- Jest dopiero ósma – odparłam cicho, nie spuszczając z
niego wzroku.
- Oh.
To wszystko. Odparł i mnie wyminął, kierując się w stronę
kuchni. Poszłam za nim i stanęłam w drzwiach pomieszczenia obserwując, jak
nalewa sobie wody do szklanki, upija trochę, po czym wylewa do zlewu, opierając
się dwoma rękoma o blat.
- Porozmawiaj ze mną, Harry.
Mój oddech stał się szybszy w obawie o jego dalszą reakcję,
ale przecież nie mógł mi zrobić żadnej krzywdy za to, że poprosiłam go o to. To
by było nienormalne.
- O czym? – Przekręcił odrobinę głowę, jednak nadal nie
widziałam jego twarzy w całej okazałości.
- O czymkolwiek, opowiedz mi o sobie. Ja cię w ogóle nie
znam!
O Boże, jakie to było głupie. Chłopak prychnął i odwrócił
się w moją stronę, patrząc na mnie kpiąco.
- Opowiedzieć o sobie? Wypracowanie piszesz? I owszem, znasz
mnie. Jestem Harry Styles i lubię się ścigać. To wszystko, co powinnaś
wiedzieć.
Patrzyłam na niego z otwartymi ustami, gdy mnie wymijał i
kierował się w stronę swojej sypialni. O nie, nie zamierzałam kończyć tej
rozmowy w ten sposób, nawet jeśli wyszłam na pustą blondynkę.
- Poczekaj, do cholery! – Krzyknęłam błagalnie, odwracając
się w jego stronę.
Nadal stałam w miejscu i pilnowałam, aby nie załamać się w
sobie i nie pobiec do pokoju z płaczem. Chłopak odwrócił się obojętnie i
dopiero po chwili zmarszczył brwi.
- Płakałaś? – Zapytał cicho i tym razem to on mi się uważnie
przeglądał, kiedy ja wywracałam oczami i zaczesywałam w zdenerwowaniu włosy.
- Całymi dniami siedzę tu, tylko ja i telewizor, staram się
o pracę, ale nic się nie dzieje. Tęsknię za rodziną i martwię się o to, co
zrobili z ciałem przyjaciółki. Nie mam z kim rozmawiać i czuję, że wariuję, a
niedługo będzie mi potrzebny psychiatra! W dodatku boję się, że Jake, Sam i
Robert mogą mnie znaleźć, zabić albo Bóg wie, co jeszcze zrobić! Nie wytrzymuję
już, nie mam dłużej siły…
Przerwałam, bo mój głos zaczął niebezpiecznie drżeć.
Zaciskałam mocno pięści , chcąc dać minimalny upust emocjom, ale oczywiście nic
nie dawało. Chłopak zastygł w miejscu.
- Przykro mi – odparł bez wyrazu, po czym zaczął odchodzić.
Łzy spływały po mojej twarzy, mieszając się z łkaniem.
Chciałam umrzeć.