- Gówno prawda - odparłam sucho. Nie mam pojęcia, skąd we mnie tyle odwagi.
- Co? - Chłopak zatrzymał się i zmarszczył brwi.
- Gówno prawda. Nie jest ci przykro.
Między nami zawisła cisza, nie byłam pewna czy niezręczna, nie obchodziło mnie to. Miałam dosyć tego całego ogółu, ignorowania mnie i kłamstw.
- Dlaczego tak w ogóle mnie ratowałeś? Widać, że jestem dla ciebie tylko kłopotem - mówiłam, coraz bardziej się irytując. Już nie było mi przykro, po prostu robiłam się wściekła.
Chłopak otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie uleciał z nich żaden dźwięk. Popatrzył w górę, by po chwili zamknąć oczy i znów na mnie spojrzeć.
No dalej, powiedz coś.
- Masz rację. Gówno prawda, nie przejąłem się tym za bardzo. Możesz robić co chcesz, masz dach nad głową, jedzenie i własny pokój. Mogłaś nadal gnić w tej jebanej piwnicy, pewnie już z trzy razy zgwałcona przez Jake'a.
Nie mogłam nic na to poradzić, że łzy mimowolnie popłynęły po moich policzkach. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego, że mógłby mi kiedykolwiek powiedzieć takie rzeczy. To zabolało i świadomość, że teraz nie mam już praktycznie nikogo boli jeszcze bardziej. Miałam wrażenie, że jego słowa odbijają się echem po całym domu i słyszę je w kółko i w kółko. Oddychał głęboko, a jego oczy ciskały pioruny w moją stronę. Wiedziałam, że by mnie nie uderzył, ale samo przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu sprawiało mi większy ból.
Więc po prostu się poddałam - zaczęłam się wycofywać do pokoju gościnnego, aktualnie jedynego mojego cichego kącika w tym domu. Zamknęłam drzwi, nie patrząc na jego reakcję, bo chciałam już cały ten dzień mieć za sobą i najzwyczajniej odpłynąć. Usiadłam na skraju łóżka, opierając się o ścianę i oparłam łokcie na kolanach, chowając twarz w dłoniach i mocno przygryzając wargę, żeby tylko się rozpłakać. Do cholery, nie mogę być taka słaba.
Całe moje nastawienie zostało zrujnowane, gdy po kilkunastu minutach, może po godzinie drzwi pokoju otworzyły się bez żadnego pukania. Kątem oka spostrzegłam tylko nogi odziane w czarne, wąskie rurki.
- Ja... Po prostu jestem zmęczony. Kurewsko zmęczony.
Lekko przechyliłam głowę w jego stronę, ale nie powiedziałam ani słowa. Zwyczajnie nie wiedziałam, jak się odezwać. W głowie cały czas echem odbijały mi się jego słowa, jak mówił te wszystkie rzeczy.
- Nie za bardzo myślałem nad tym, co mówiłem. Przepraszam, okej? - Powiedział trochę głośniej niż przed chwilą, ale wciąż mówił cicho.
- Nie jestem zła - odpowiedziałam półszeptem i spojrzałam na niego w ciemności.
Po części skłamałam, ale nie mogłam być na niego zła, bo w większości miał rację. Siedziałam u niego, miałam praktycznie wszystko i jeszcze wybrzydzałam. Jednak z drugiej strony nie będę mówiła o tym, jak bardzo niezręczne były te nasze poranne "rozmowy".
Chłopak podszedł do komody, zapalił małą lampkę i zwrócił się w stronę fotela w rogu pokoju. Przetarł oczy, zanim usiadł. Widać, że był zmęczony.
- Powinniśmy porozmawiać - powiedziałam pewnie i otarłam oczy.
Zdałam sobie sprawę, że nie miałam na sobie makijażu od długiego czasu i codziennie straszę Harry'ego i innych ludzi, jeśli wychodzę, ale to naprawdę nieistotna rzecz.
- Powinniśmy - potwierdził i oparł się plecami o siedzenie.
- Wydaje mi się... Muszę pojechać do hotelu, w którym mieszkałam z Vanessą. Mam tam wszystkie moje rzeczy, a pracownicy pewnie zauważyli... O mój Boże, Harry, zdajesz sobie sprawę, że mogę być poszukiwana? - wytrzeszczyłam na niego oczy, ale on się nawet nie poruszył.
Wszystko składa się w całość. Jeśli znaleźli Vanessę, pewnie już zidentyfikowali, kim była. Policja zapewne powiadomiła jej rodziców i przy tym powiedziała moim własnym o moim zaginięciu.
- Nie jesteś.
- Jak to? Przecież musieli coś zauważyć!
- Jake dowiedział się, skąd jesteś. Załatwił wszystko.
Przez moment wpatrywałam się w niego tępo, nie wiedząc, co powiedzieć. Ani na moment nie przerywaliśmy kontaktu wzrokowego. Żałuję, że tak późno doszło do tej rozmowy i dopiero teraz się o wszystkim dowiedziałam.
- Co z moimi rzeczami?
Harry odwrócił spojrzenie.
- Dokumenty? Gdzie to wszystko jest?
- Dokumenty są w moim samochodzie, a rzeczy
czy mozna bardziej popieprzyc fanfiction? czytam to wszystko jeszcze raz, a fabula wyraznie nie ma przyszłości
- Co? - Chłopak zatrzymał się i zmarszczył brwi.
- Gówno prawda. Nie jest ci przykro.
Między nami zawisła cisza, nie byłam pewna czy niezręczna, nie obchodziło mnie to. Miałam dosyć tego całego ogółu, ignorowania mnie i kłamstw.
- Dlaczego tak w ogóle mnie ratowałeś? Widać, że jestem dla ciebie tylko kłopotem - mówiłam, coraz bardziej się irytując. Już nie było mi przykro, po prostu robiłam się wściekła.
Chłopak otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie uleciał z nich żaden dźwięk. Popatrzył w górę, by po chwili zamknąć oczy i znów na mnie spojrzeć.
No dalej, powiedz coś.
- Masz rację. Gówno prawda, nie przejąłem się tym za bardzo. Możesz robić co chcesz, masz dach nad głową, jedzenie i własny pokój. Mogłaś nadal gnić w tej jebanej piwnicy, pewnie już z trzy razy zgwałcona przez Jake'a.
Nie mogłam nic na to poradzić, że łzy mimowolnie popłynęły po moich policzkach. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego, że mógłby mi kiedykolwiek powiedzieć takie rzeczy. To zabolało i świadomość, że teraz nie mam już praktycznie nikogo boli jeszcze bardziej. Miałam wrażenie, że jego słowa odbijają się echem po całym domu i słyszę je w kółko i w kółko. Oddychał głęboko, a jego oczy ciskały pioruny w moją stronę. Wiedziałam, że by mnie nie uderzył, ale samo przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu sprawiało mi większy ból.
Więc po prostu się poddałam - zaczęłam się wycofywać do pokoju gościnnego, aktualnie jedynego mojego cichego kącika w tym domu. Zamknęłam drzwi, nie patrząc na jego reakcję, bo chciałam już cały ten dzień mieć za sobą i najzwyczajniej odpłynąć. Usiadłam na skraju łóżka, opierając się o ścianę i oparłam łokcie na kolanach, chowając twarz w dłoniach i mocno przygryzając wargę, żeby tylko się rozpłakać. Do cholery, nie mogę być taka słaba.
Całe moje nastawienie zostało zrujnowane, gdy po kilkunastu minutach, może po godzinie drzwi pokoju otworzyły się bez żadnego pukania. Kątem oka spostrzegłam tylko nogi odziane w czarne, wąskie rurki.
- Ja... Po prostu jestem zmęczony. Kurewsko zmęczony.
Lekko przechyliłam głowę w jego stronę, ale nie powiedziałam ani słowa. Zwyczajnie nie wiedziałam, jak się odezwać. W głowie cały czas echem odbijały mi się jego słowa, jak mówił te wszystkie rzeczy.
- Nie za bardzo myślałem nad tym, co mówiłem. Przepraszam, okej? - Powiedział trochę głośniej niż przed chwilą, ale wciąż mówił cicho.
- Nie jestem zła - odpowiedziałam półszeptem i spojrzałam na niego w ciemności.
Po części skłamałam, ale nie mogłam być na niego zła, bo w większości miał rację. Siedziałam u niego, miałam praktycznie wszystko i jeszcze wybrzydzałam. Jednak z drugiej strony nie będę mówiła o tym, jak bardzo niezręczne były te nasze poranne "rozmowy".
Chłopak podszedł do komody, zapalił małą lampkę i zwrócił się w stronę fotela w rogu pokoju. Przetarł oczy, zanim usiadł. Widać, że był zmęczony.
- Powinniśmy porozmawiać - powiedziałam pewnie i otarłam oczy.
Zdałam sobie sprawę, że nie miałam na sobie makijażu od długiego czasu i codziennie straszę Harry'ego i innych ludzi, jeśli wychodzę, ale to naprawdę nieistotna rzecz.
- Powinniśmy - potwierdził i oparł się plecami o siedzenie.
- Wydaje mi się... Muszę pojechać do hotelu, w którym mieszkałam z Vanessą. Mam tam wszystkie moje rzeczy, a pracownicy pewnie zauważyli... O mój Boże, Harry, zdajesz sobie sprawę, że mogę być poszukiwana? - wytrzeszczyłam na niego oczy, ale on się nawet nie poruszył.
Wszystko składa się w całość. Jeśli znaleźli Vanessę, pewnie już zidentyfikowali, kim była. Policja zapewne powiadomiła jej rodziców i przy tym powiedziała moim własnym o moim zaginięciu.
- Nie jesteś.
- Jak to? Przecież musieli coś zauważyć!
- Jake dowiedział się, skąd jesteś. Załatwił wszystko.
Przez moment wpatrywałam się w niego tępo, nie wiedząc, co powiedzieć. Ani na moment nie przerywaliśmy kontaktu wzrokowego. Żałuję, że tak późno doszło do tej rozmowy i dopiero teraz się o wszystkim dowiedziałam.
- Co z moimi rzeczami?
Harry odwrócił spojrzenie.
- Dokumenty? Gdzie to wszystko jest?
- Dokumenty są w moim samochodzie, a rzeczy
czy mozna bardziej popieprzyc fanfiction? czytam to wszystko jeszcze raz, a fabula wyraznie nie ma przyszłości